Nastał poranek, od razu po przebudzeniu zerknęłam na komórkę, aby sprawdzić, która godzina.
- Boziu, dopiero 6, a ja już się obudziłam. - pomyślałam. To chyba przez ten strach przed poznaniem się z rodziną Piszczków i nowym miejsce. Jak ja się tam odnajdę? Gdybym miała mieszkać gdzieś w Polsce, no to ok. Ale Niemcy? Nic nie wiem o tym kraju, oprócz tego, że mają tam świetną drużynę piłkarską. I do tego mój niemiecki... Dla mnie każde zdanie wypowiedziane w tym języku brzmi jak rozkaz. Dużo pytań nasuwało mi się na myśl.
Popatrzyłam na zdjęcia, które stały na półce. Mimowolnie się uśmiechnęłam, chociaż wcale nie czułam się szczęśliwa. Byłam przygnębiona tym wszystkim. Wiem, że moja przyjaźń z Weroniką przetrwa. Będziemy pisały na facebook'u i rozmawiały na skajpaju, ale co z Tomkiem? Ponoć związki na odległość długo nie przetrwają. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek jeszcze się zobaczymy. Poczułam napływające łzy do oczu. Skarciłam się za to w myślach i przypomniałam sobie słowa koleżanki: " Trzeba być twardkim, a nie miętkim " i od razu się roześmiałam. Wyszłam z pod kołdry i poszłam wziąć szybki prysznic. Po przyjściu do pokoju, zauważyłam, że jest już 7:10, więc postanowiłam za chwilkę obudzić Weronikę. Spakowałam resztę swoich rzeczy. Sprawdziłam pod łóżkiem, w szafie i biurku, ale nic nie znalazłam.
- Wygląda na to, że o niczym nie zapomniałam. - westchnęłam. Schowałam do torby podręcznej książkę, poduszeczkę i okulary. Tak, tak noszę okulary, ale tylko do czytania. Misia posadziłam na walizkach. Jak wcześniej pomyślałam, tak teraz zrobiłam. Rzuciłam się na Werkę, krzycząc: - Aaaa ! Goni mnie potwór! Werka ratuj ! - wrzeszczałam i szarpałam przy tym moją przyjaciółkę. Nagle poczułam, jak Werka przewraca się na plecy, a ja po chwili doznaje bliskiego zbliżenia z czarno-żółtym dywanem. Kupiłyśmy go za pierwsze pieniądze, które zdołałyśmy odłożyć.
- Czy Ty oszalałaś dziewczyno - zapytała i spojrzała na zegarek - Zaraz Cię chyba zamorduję! Tak wcześnie, a Ty mnie budzisz? I to w taki sposób, że prawie zawału dostałam?! - teraz to już się wydarła. Zrobiłam minkę smutnego szczeniaczka.
- Oj dobra. Chodź tu do mnie. - powiedziała i poklepała po łóżku obok siebie. - Gdyby nie to, że dzisiaj wyjeżdżasz, jutro zrobiłabym Ci taką samą pobudkę, albo jeszcze gorszą. - zaśmiała się, a ja wskoczyłam pod kołderkę obok niej. Napisałam szybko sms'a do Tomka, żeby szybko przyszedł do naszego pokoju. Po chwili leżeliśmy w moim łóżko ze mną w środku.
- Nie chcę wyjeżdżać. Nie chcę zostawiać Was tutaj. - powiedziałam po kilku minutowej ciszy.
- To nie jest koncert życzeń młoda damo. - usłyszałam znany mi już szorstki głos pani Piszczek. Szybko usiadłam i spojrzałam w stronę drzwi, w których stała.
- Chyba powinno się pukać. - wycedziłam nagle i spostrzegłam jej skwaszoną minę.
- Nie tym tonem moja droga. - powiedziała, posłała mi zimne spojrzenie. Zaraz za nią stanął pan Kazimierz, który szturchnął swoją żonę łokciem.
- Co za wredne babsko. I ja mam z nią mieszkać? - pomyślałam.
Przyjechaliśmy wcześniej, bo pani Śmielik powiedziała, że masz babcię. I pomyśleliśmy, że będziesz chciała się z nią pożegnać przed wyjazdem. - powiedział z uśmiechem na twarzy pan Piszczek.
- Przynajmniej On jakiś rześki jest. - pomyślałam. No tak! Babcia Irenka. Całkiem o Niej zapomniałam przez to wszystko. Przecież jest moją jedyną rodziną, a ja przez ten czas nie pomyślałam o niej ani razu.
- Tak, oczywiście. Za 20 minut będę gotowa. - powiedziałam.
- Dobrze, będziemy czekać na dole. - powiedział pan Piszczek, po czym wyszedł wraz ze swoją żoną. Popatrzyłam na moich przyjaciół i zaczęłam płakać.
- To Ci się mamusia udała. - skomentowała moja przyjaciółka. Spostrzegłam, jak Tomek posyła Weronice znaczące spojrzenie. A potem spojrzał na mnie.
- Nie płać maleńka. Powinnaś się cieszyć, że w końcu się stąd wynosisz. - powiedział mój chłopak. - Będziesz miała tam ludzi, którzy będą Cię kochali i wspierali. A co najważniejsze będziesz miała rodzinę i dom. Każdy z nas o tym marzy, a to przydarzyło się właśnie Tobie. Poznasz nowych ludzi, być może się zakochasz. - dodał, zauważyłam, jak oczka mu się zeszkliły.
- Nie mów tak. Nie chcę w nikim innym się zakochiwać! - powiedziałam dość głośno i rozpłakałam się, jak małe dziecko. - Tylko z Tobą chcę być, z nikim innym. - dodałam zapłakanym głosem. Tomek ujął moją twarz w swoje ręce. Kątem oka zobaczyłam Werkę wychodzącą z pokoju.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kocham, ten prawie rok z Tobą był czymś naprawdę wyjątkowym. Nigdy o Tobie nie zapomnę. Szansa na to, że się kiedykolwiek spotkamy jest marna, a sama dobrze wiesz, że związki na odległość nie trwają zbyt długo. Dlatego chcę dać Ci wolność. - powiedział, a po jego policzkach tak jak i moich popłynęły gorzkie łzy.
- Nie chcę wolności, chcę Ciebie. Będziemy pisać, dzwonić. Wiem, że to nie to samo co spotykanie się, ale chcę utrzymywać z Tobą kontakt. Może nam się uda. - powiedziałam, aby przekonać jego, jak i siebie. Dobrze wiem, jak to się skończy. Po prostu chcę czuć, że ktoś mnie kocha i tęskni. - Masz opiekować się Weroniką kotku. - dodałam i pocałowałam go w mokre usta. - Pamiętaj, że Cię kocham i nigdy nie przestanę. Chociażby nie wiem, jak daleko od siebie będziemy, zawsze będziesz miał specjalny pokoik w moim serduszku. - po tych słowach ściągnęłam naszyjnik, który kiedyś dostałam od babci Irenki.
- Nie mogę tego przyjąć, wiem ile on dla Ciebie znaczy. - powiedział.
- Właśnie dlatego chcę Ci go dać. Na pamiątkę naszej miłości. - powiedziałam i zapięłam naszyjnik na jego szyi. - Nie zapomnij o mnie . - złożyłam pocałunek na jego karku.
- Ej! O Tobie nie da się zapomnieć skarbie. - powiedział i pocałował mnie czule i namiętnie. - A teraz już chodź. Czekają na Ciebie nowi rodzice. - powiedział odrywając się od moich ust. Skrzywiłam się na myśl o mojej nowej mamie.
Przytuliłam się do Tomka, a potem wzięliśmy moje rzeczy. Sprawdziłam czy niczego nie zapomniałam i zeszliśmy na dół. Byli tam wszyscy, dosłownie. Pożegnałam się z każdym z osobna, na końcu mocno wycałowałam Tomka i Weronikę. Nie obyło się bez łez. Gdy wychodziliśmy zauważyłam moją malutką staruszkę.
- Babciuu ! - krzyknęłam, podbiegłam do niej i mocno przytuliłam. - Nie musiałaś się fatygować. Państwo Piszczek miało mnie do Ciebie zawieść. - dodałam.
- Oj dziecko. Nic się nie stało, a spacerek dobrze mi zrobił. - powiedziała i wcisnęła do moje ręki jakąś kopertę. - Otwórz, gdy będziesz już w swoim nowym domu skarbie. - dodała.
- Dobrze babciu. Będę za Tobą strasznie tęskniła. Kto mi będzie piekł mojego ulubionego sernika. - zapytałam - Pamiętaj, że masz na siebie uważać. - spojrzałam na moich nowych rodziców. - Na mnie już czas, kocham Cię babciu . - przytuliłam ją najmocniej, jak umiałam.
- Uważaj na siebie złotko. - usłyszałam, gdy wsiadałam już do samochodu. Popatrzyłam ostatni raz na moich bliskich, a potem zniknęli za zakrętem. Z oczu poleciały mi łzy. Zapięłam pasy i wtuliłam się w mojego misia. Podziwiałam jeszcze przez jakąś godzinę krajobrazy Polski, a potem udało mi się zasnąć. Wydawało mi się, że śpię wieczność, ale po przetarciu oczu zauważyłam znak, który oznaczał, że właśnie przekroczyliśmy granicę. Poczułam bóle w pęcherzu.
- Przepraszam. Przewiduje pan jakiś postój - zapytałam . - Muszę skorzystać z toalety, no i nic jeszcze dzisiaj nie jadłam. - dodałam .
- A wytrzymasz 10 minut - zapytał. - Niedaleko jest tu taka mała restauracja. - powiedział.
- Tak , jasne. Wytrzymam. - powiedziałam. - Przynajmniej spróbuję, jak nie to popuszczę ale co to takiego. - dodałam i zaśmiałam się.
- O widzę , że humor Ci się poprawił. Bardzo dobrze. - powiedział i uśmiechnął się do mnie w lusterku. Odwzajemniłam tylko jego uśmiech i już nic się nie odezwałam. Po 30 minutowym postoju, ruszyliśmy w drogę. Pani Halina całą drogę nic się nie odzywała, dlatego chciałam pierwsza przełamać między nami lody.
- Czym się pani zajmuje pani Halinko - zapytałam najmilej, jak umiałam . Chyba lekko się zdziwiła moją ciekawością, bo przez chwilę nic nie odpowiadała.
- Razem z mężem mamy firmę. Zajmujemy się projektowaniem domów, ogrodów i takich różnych rzeczy. - powiedziała już znacznie milszym głosem niż do tej pory. Rozmawiałyśmy jeszcze trochę. Stwierdziłam, że chyba nie jest taka zła, ja mi się wydawało. Przytulona do misia przyglądałam się przez okno samochodu, mijające nas wioski, aż w końcu zasnęłam.
_____________________________________________________________
Masakra, masakra, masakra xD
Chyba mój zły humor, przelałam na ten rozdział . Przepraszam ;c
Dziękuję za wszystkie komentarze pod pierwszymi rozdziałami :) Jest mi niezmiernie miło, gdy czytam Wasze komentarze, opinie. :)
Miłego jeszcze dnia i wieczoru ; d
Pozdrawiam ;*
fajnie piszesz :) dopiero znalazłam tego bloga i od razu mi się spodobał, życzę dalszych wen. ja też piszę o piłkarzach BVB, więc jak będziesz miała wolną chwilę to zajrzyj http://co-los-ze-soba-przyniesie.blogspot.co.uk/ pozdrawiam;*
OdpowiedzUsuńWspaniałe, ej! ;D
OdpowiedzUsuńCo ty tam gadasz za głupoty...żadna masakra,a cudeńko!
Szkoda mi trochę Kariny...;c Ale nowy dom, to marzenie każdego dzieciaka z domu dziecka. Miejmy nadzieję,że będzie szczęśliwa.
Jestem bardzo, bardzo ciekawa co będzie w następnych rozdziałach!
Mam nadzieję,że dodasz jak najszybciej!
Gorąco pozdrawiam, Izaa TarnoŚ. ;**
Zostałaś nominowana do Liebster Award. Więcej informacji u mnie. http://jessica-marco-story.blogspot.com/p/liebster-award.html
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :3
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :)
Blog jest wspaniały *,*
Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)
Osobiście gdybym trafiła na taką panią Halinkę byłabym przerażona perspektywą wspólnego życia ;p
OdpowiedzUsuńświetne :)