Tyle Was Tu !

wtorek, 24 września 2013

Rozdział 14

- Nie wierze ! Jak on mógł coś takiego zrobić?! Myślałam, że się zaprzyjaźniliśmy. A on takie rzeczy robi! - zaczęłam krzyczeć sama do siebie, gdy byłam już w swoim pokoju. Łzy same cisnęły się do oczu, więc dałam upust swoim emocjom. Rzuciłam się na łóżko i schowałam twarz w poduszkę. 
Jest mi tak strasznie przykro, nie sądziłam, że Mario taki jest. Myślałam, że może być kimś więcej dla mnie. Nie teraz, ale kiedyś. A tu takie coś... I znów cierpię przez faceta. To wszystko jest bez sensu. Dlaczego takie bajki opowiada?!
Płakałam dość długo, w końcu poszłam się wykąpać, by trochę się zrelaksować. Jednak, nawet arbuzowa piana nie potrafiła oderwać mnie od Mario. Po skończonej kąpieli wpełzłam od razu do łóżka, chcąc zakończyć ten okropny dzień. Nie dane mi jednak było iść wcześniej spać, gdyż ktoś wbił się pod moją kołderkę.
- Idź stąd - powiedziałam, gdy tylko poczułam perfumy Łukasz.
- Ale Ty nie miła jesteś - skwitował - Skąd wiedziałaś, że to ja - zapytał. 
- Wszędzie poznam Cię po tym smrodzie - uniosłam jeden kącik ust.
- To ja się wypsikałem specjalnie dla mojej młodszej siostrzyczki, a Ty mi mówisz, że śmierdzę. Dzięki - powiedział. 
- Pech. Czego chcesz - zapytałam i odwróciłam się do niego - I nawet koszulki nie założyłeś, byś się wstydził - zaśmiałam się. 
- Przecież wiem, że podoba Ci się moja klata - uniósł zabawnie brewki - A tak poważnie, to chciałem zapytać czego chciał Reus od Ciebie.
- To chyba nie Twoja sprawa - powiedziałam lekko wkurzona. 
- Właśnie, że moja. Jesteś moją siostrą, a Marco nie jest odpowiednim facetem dla Ciebie. Tak w ogóle to nie powinnaś mieć w tym wieku żadnego chłopaka. Za młoda jesteś na r....
- Już ? Skończyłeś? To raczej ja decyduję, kto jest dla mnie odpowiedni, a kto nie. I to jest moja sprawa, o czym rozmawiałam z Marco - powiedziałam - Mógłbyś być tak miły i wyjść z mojego pokoju? Jutro wcześnie wstaję, więc muszę się wyspać. A raczej tego nie zrobię, jeżeli będziesz tu siedział i mnie denerwował - dodałam i odwróciłam się od niego. Łukasz wstał z łóżka nic nie mówiąc. Gdy otworzył drzwi usłyszałam tylko " Nie chcę, żebyś potem cierpiała przez Reus'a " i zamknął za sobą drzwi. 
Nie wiem, co oni chcą od tego Blondaska. Przynajmniej on jedyny wyznał mi prawdę, więc jestem mu za to wdzięczna. Jeszcze trochę o tym wszystkim myślałam i udałam się do krainy Morfeusza. 


***


Dzień w szkole minął tak, jak zwykle. Dużo wkuwania na co nie miałam najmilszej ochoty. Ciągle miałam w głowie słowa Reusa. Momentami przypominałam sobie moją pierwszą i ostatnią randkę z Mario oraz nasz pobyt w Polsce. Było tak fajnie...
- O czym tak myślisz - wyrwała mnie z zamyślenia Sara. Była bardzo ładną blondynką o nienagannej figurze i pełnych ustach. 
- O tym idiocie Mario - wycedziłam i schowałam twarz w dłoniach. Sara pociągnęła mnie za ramię i poszłyśmy usiąść na murek za szkołą. Niektórzy uczniowie przychodzą tu palić papierosy, ale teraz na szczęście nikogo tam nie było, więc zaczęłam opowiadać mojej nowej przyjaciółce, o tym, co się wczoraj dowiedziałam. 
- Pamiętasz, jak mówiłam Ci, że Mario był ze mną w Polsce i, że spaliśmy w hotelu i tak dalej - zapytałam. 
- No jasne - odpowiedziała mi zmieszana. 
- No właśnie. Wczoraj wieczorem przyjechał do mnie Marco i powiedział mi, że Mario, gdy mnie poznał, założył się z Mo, że mnie zaliczy. No i, jak wróciliśmy z Polski, to Goezte zaczął opowiadać Mo i kilku innym kolegom, jaka ja to nie byłam dobra w łóżku i, że mnie rozdziewiczył! - ostatnie słowa już krzyczałam ze złości. Sara siedziała z buzią otwartą i nie wiedziała, co powiedzieć. 
- A ja, głupia myślałam, że jest inny, że jest moim przyjacielem - dodałam zawiedziona - Teraz nie będę mogła nawet na treningi chodzić. Nie mogłabym znieść tego, że kilku piłkarzy przygląda mi się i myślą o tym, co niby robiłam z Mario - Sara tylko mnie przytuliła. Tego teraz potrzebowałam. 
- A Łukasz nic Ci nie powiedział - zapytała w końcu.
- Nie. Pewnie nawet nic nie wie. Przecież Piszczek urwałby mu jaja, gdyby się dowiedział, co on wygaduje. 
- W sumie racja. Więc musisz mu o tym powiedzieć. Nie możesz pozwolić na to, by Mario uszło to na sucho - powiedziała. 
- Wiem. Ale nie chcę mieszać w to Łukasza. Muszę to załatwić sama. Nie wiem jeszcze, jak to zrobię, ale coś wymyślę. A Ty mi w tym pomożesz - uśmiechnęłam się do niej i zeskoczyłam z murku.
- Tobie, zawsze - także się uśmiechnęła i po chwili była już ze mną na ziemi.
Poszłyśmy do centrum handlowego, gdyż pan Kazimierz dał mi pieniądze, abym kupiła sobie coś nowego, więc, jak tu nie skorzystać z takiej okazji. 
Chodziłyśmy po sklepach i przymierzałyśmy ciuchy, duuuużo ciuchów. W każdym sklepie kupiłam sobie, jakąś nową rzecz. W drodze powrotnej, gdy przechodziłyśmy obok przystanku, na słupie wisiała kartka typu " piesek do oddania ". Malutki szczeniaczek bardzo mi się spodobał, więc wklepałam numer, który był podany i zadzwoniłam. Odebrał , jakiś chłopak, który wytłumaczył mi dlaczego chcą oddać psa i odpowiadał na wszystko moje głupie pytania. Na końcu podał mi adres i powiedział, że mogę przyjechać po psa dziś wieczorem. Zapisałam adres u Sary w komórce, a potem go sobie przesłałam. Wracałam do domu bardzo szczęśliwa. 
Od dziecka marzyłam o malutkim piesku, ale w domu dziecka nie pozwalali nam na to. Tylko ciekawe, jak zareagują Piszczkowie, mam nadzieję, że nie będą źli na mnie, a ucieszą się tak, jak i ja.
Drzwi były zamknięte, więc musiałam rzucić wszystkie torby na ziemię i poszukać kluczy w mojej wielkiej torbie. Na próżno, gdy przeszukiwałam torbę po raz chyba dziesiąty, przypomniałam sobie, że klucze mam w innej torebce. Nie pozostało mi nic innego, jak usiąść na schodku i czekać na któregoś z mieszkańców. Spojrzałam na zegarek, była 16.30, czyli, że Łukasz powinien za chwilę być w domu. Chyba, że wybierze się po treningu gdzieś indziej, jak on to potrafi. No, ale ja tu marznąć nie zamierzam. Po za tym musi ze mną jechać po pieska. Zadzwoniłam do niego i okazało się, że Łukasz jest już prawie pod domem. Po chwili furka się otworzyła i zobaczyłam Piszczka razem z Goetze. Od razu uśmiech, który miałam od jakiejś godziny zszedł mi z twarzy, co nie uszło uwadze Mario. 
- Widzę, że nie jesteś zadowolona z moich odwiedzin. Myślałem, że się ucieszysz - powiedział i stanął na przeciw mnie. Postanowiłam przemilczeć na razie wszystko. Łukasz otworzył drzwi i wziął moje zakupy, po czym wszyscy weszliśmy do domu. Po ściągnięciu butów , od razu wzięłam swoje rzeczy i uciekłam do swojego pokoju. 
- Jak on może tu jeszcze przychodzić ?! - myślałam. Moje serce zaczęło szybciej bić, gdy go zobaczyłam i nie mogłam uwierzyć w to,  co zrobił. Byłam głupia, bardzo głupia, że mu zaufałam. On chciał tylko mnie zaliczyć, co w sumie mu się nie udało. Ale i tak nigdy mu nie wybaczę tego, co zrobił. 
Wypakowałam wszystkie nowe ciuchy i poukładałam je do szafki. Zabrałam się za odrabianie lekcji, co nie za bardzo mi wychodziło. O 20.00 musiałam jechać po psa, a jeszcze wcześniej trzeba porozmawiać o tym z panem Kazimierzem i panią Haliną. 
Odrobiłam już WOS i fizykę, więc zabrałam się za matmę. Skupiłam się na zadaniach tak, że nawet nie usłyszałam, że ktoś wszedł do pokoju. Poczułam czyjeś palce na swojej szyi i jak ktoś odgarnia z niej moje włosy, a po chwili całuje w kark. Odwróciłam się napięcie i zobaczyłam uśmiechniętego Goetze, co jeszcze bardziej mnie rozzłościło. Wstałam szybko ze swojego miejsca i zaczęłam krzyczeć .
- Co, teraz będziesz rozgadywał, że dałam Ci tu, w Dortmundzie ?! - zapytałam wściekła - Wyjdź stąd i nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy , rozumiesz?!
- O co Ci chodzi- zapytał, jakby zdziwiony.
- O co mi chodzi ? To już nie pamiętasz swojego zakładu i tego, jak sobie wymyśliłeś, że mnie rozdziewiczyłeś?! Ufałam Ci, myślałam, że jesteś inny i , jak zwykle się pomyliłam. A teraz wyjdź, bo nie chcę Cię więcej widzieć! - krzyczałam , a łzy spływały po moich policzkach. 
- Ale ja... - nie dokończył Mario, ponieważ wszedł Łukasz. 
- Co tu się dzieje - zapytał zaskoczony. 
- Nic. Po prostu wyjdźcie oboje - powiedziałam i wyszłam na balkon zostawiając ich w moim pokoju. Skuliłam się pod ścianą i znów zaczęłam płakać. Nie miałam siły myśleć o tym, co wydarzyło się przed chwilą. Siedziałam na balkonie dość długo, to był zły pomysł. Tylko zmarzłam i na pewno będę chora. Znalazłam się z powrotem w ciepłym pokoju. Dokończyłam odrabiać zadania z matematyki i poszłam ogarnąć twarz do łazienki. 


***


Gdy zeszłam na dół, nikogo nie było. Z jednej strony to dobrze, bo będę mogła zjeść coś w spokoju. Ale z drugiej strony to z kim ja po pieska pojadę ?! O matko, i co ja teraz zrobię , myślałam. Spojrzałam na zegarek, było już po 19. Szybko odgrzałam sobie obiad i zadzwoniłam po taksówkę. Przyjechała dość szybko, podałam panu adres i po około 40 minutach byłam na miejscu. Troszkę zdenerwowana zadzwoniłam dzwonkiem. Po krótkiej chwili otworzyły się drzwi, a zza nich wyłonił się młody mężczyzna, który zaprosił mnie do środka. Gdy tylko usiadłam na kanapie, podbiegł do mnie Duduś - bo, tak go nazwałam i próbował wskoczyć na kanapę, co nie za bardzo mu się udawało, ponieważ jest za malutki. Wzięłam go w ręce i usadowiłam na moich kolankach.
- O, widzę, że już Cię polubił. To dobrze - uśmiechnął się mężczyzna i usiadł na przeciw mnie - Co tu dużo mówić, wprowadza się do mnie dziewczyna, która jest uczulona na sierść, więc chyba wie pani, że w tej sytuacji nie mogę go zatrzymać. Widzę, że u pani będzie miał dobrze, może nawet lepiej niż u mnie. 
- Postaram się nim zajmować, jak najlepiej - uśmiechnęłam się i smyrałam Dudusia po główce. Chwilę jeszcze rozmawialiśmy, po czym dał mi malucha smycz i inne potrzebne rzeczy. Zaczepiłam Dudusia na smycz i skierowałam się w kierunku przystanku. Przynajmniej tak myślałam z tego, co wytłumaczył mi Kacper - były pan Dudusia. 
Gdy byłam już na przystanku, sprawdziłam kiedy będzie autobus. Niestety miał być dopiero za trzy godziny. Wyciągnęłam więc telefon z kieszeni. 
- No nie! Jak to rozładowany? - powiedziałam sama do siebie - Zabiję się - dodałam. Spojrzałam na mojego pieska, który kręcił się cały czas wokół mnie. Usiadłam na ławce i nasypałam sobie na rękę trochę psiej karmy. Wzięłam Dudusia na kolana i przyglądałam się mu, jak słodko wcina jedzonko. 



* Marco *

 Właśnie wracałem od Mo, kiedy zobaczyłem Karinę siedzącą na ławce. Co ona tu robi o tej porze? I do tego sama, myślałem.
Zatrzymałem się po drugiej stronie ulicy i podszedłem do niej. 
- Cześć, co Ty tu robisz sama - zapytałem i usiadłem obok niej biorąc od niej pieska. 
- A byłam po tego małego białaska i padł mi telefon, więc nie miałam, jak zadzwonić do kogoś - wzruszyła bezradnie ramionami. 
- Wiec masz szczęście, że przejeżdżałem tędy. Tak to pewnie byś tu spała na tej ławce - zaśmiałem się - Chodź, podwiozę Cię do domu. 
- Dzięki. Odwdzięczę Ci się jakoś - wzięła wszystkie swoje rzeczy i poszliśmy do auta. 
- Już nawet wiem, jak mi się odwdzięczysz - uśmiechnąłem się, a Karina spojrzała na mnie pytająco - Jutro po szkole zabiorę Cię gdzieś. 
- No dobrze, na takie coś mogę się zgodzić - uśmiechnęła się. Gdy wsiedliśmy do auta oddałem jej pieska i ruszyliśmy w stronę jej domu. Całą drogę nic się nie odzywała, więc postanowiłem zagadać.
- Jak się czujesz - zapytałem. 
- Chodzi Ci o Mario - zapytała, a ja skinąłem głową na " tak " - Nie chcę o tym rozmawiać.
- Dobrze, nie będę nalegał. Ale jeżeli będziesz miała jakiś problem to dzwoń do mnie śmiało - powiedziałem. 
- Wiem, dziękuję - powiedziała. Odwiozłem ją pod sam dom, a potem pojechałem do baru, gdzie umówiłem się z Mario. W końcu chłopak dostał za swoje. Szkoda mi teraz trochę Karinki, ale chcę ją tylko przelecieć i nic więcej. A Mario mi w tym przeszkadzał. 


***


W domu byli niestety wszyscy. Już od progu zaczęły się pytania. 
- Gdzieś Ty była - pytała pani Halina, a tuż za nią pojawił się pan Kazimierz. 
- Mam dla Was niespodziankę - wyciągnęłam z pod kurtki mojego Dudusia - Pewien chłopak chciał się go pozbyć, więc pomyślałam sobie, że go przygarnę. Mam nadzieję, że nie jesteście źli - spojrzałam na ich miny i nie wiedziałam co one oznaczają. 












_______________________________________________________________

Taki kiepski. Mam chyba jakąś depresje jesienną, czy coś ;oo 
Kolejny rozdział będzie, gdy będzie 15 komentarzy ;) 


Pozdrawiam, Karinka <3
 
 


 

wtorek, 17 września 2013

Rozdział 13

***


Minęły 3 tygodnie odkąd wróciliśmy z Mario do Dortmundu. Oczywiście dostałam opiernicz od państwa Piszczek za to, jaka to ja nieodpowiedzialna jestem. Szczerze? Nie obchodzi mnie to... Mogą sobie mówić, co chcą. Ja i tak wiem, że zrobiłam dobrze jadąc tam na własną rękę. Byłam przy mojej babci, gdy potrzebowała mnie najbardziej. Na szczęście jej stan się poprawił, więc mogłam spokojnie wracać do nowego domu, do nowych rodziców. 
Przez ten czas, który byłam w Polsce rozmawiałam kilkakrotnie z Łukaszem i panem Kazimierzem. Nie dziwiłam się, że pani Halina nie chciała ze mną rozmawiać, bo, jakby nie patrzyć uciekłam z domu. No, ale to była tylko cisza przed burzą. W domu nagadała się tyle, że aż głowa boli. Na szczęście żadnej kary nie dostałam, z czego się bardzo cieszę. 
Co do Mario, to od przyjazdu widziałam się z nim jakoś z dwa razy. Dziwne... Myślałam, że się zaprzyjaźniliśmy , a on nawet nie odpisuje na sms'y. Słyszałam tylko, że dostał nie mały opiernicz od Łukasza. Może się go wystraszył i nie chce mieć ze mną nic do czynienia? Nie wiem... No, ale cóż. Nie będę się narzucała. 
- Karina! Chodź, bo się spóźnisz - usłyszałam głos pani Haliny. No tak, przecież chodzę do szkoły. Jak na razie bardzo dobrze mi idzie. Poznałam dużo fajnych ludzi i nawet zaprzyjaźniłam się z taką jedną Sarą. Miła z niej dziewczyna, zawsze uśmiechnięta, tak jak ja!
- Idę już - krzyknęłam. Wzięłam torbę z biurka i zeszłam na dół. Zjadłam szybko śniadanie i popędziłam na przystanek autobusowy. Jeżdżę autobusem, bo nie chce robić kłopotu państwu Piszczek, gdyż oni jadą w całkiem innym kierunku niż moja szkoła, a Łukasz śpi jeszcze o tej godzinie. W sumie to lepiej mi tak. Mogę sobie na spokojnie posłuchać muzyki, czy poczytać książkę, co bardzo kocham robić. 
Okazało się, że dwaj koledzy ze szkoły Daniel i Jake mieszkają niedaleko mnie i także jeżdżą autobusem, więc nie jestem samotna na przystanku. Uwielbiam ich, są bardzo zabawni i są przyjaciółmi. 
- Siema - przywitałam się, jak zwykle całusem w policzek i usiadłam obok Jake'a. 
- Cześć młoda - odpowiedzieli równocześnie, na co wszyscy zaczęliśmy się śmiać. 
- Ej, jesteście starsi tylko o dwa lata, więc nie nazywajcie mnie tak - naburmuszyłam się, gdy tylko przestaliśmy się śmiać. 
- Oj dobrze, dobrze. Nie bulwersuj się tak. Złość piękności szkodzi - powiedział Daniel.
- Jej już i tak nic nie zaszkodzi - zaśmiał się Jake.
- Dzięki Jake, wiedziałam, że na Twoją szczerość zawsze mogę liczyć - poklepałam go po ramieniu i się uśmiechnęłam. Choć w głębi duszy nie było mi do śmiechu, zabolało mnie troszkę to, co powiedział Jake. Może i nie jestem jakaś tam piękna, ale no bez przesady. 
Na szczęście autobus właśnie podjechał, więc podążyliśmy do niego. Zajęłam, jak zwykle miejsce pod oknem i położyłam torbę na siedzenie obok. Wyciągnęłam słuchawki i włączyłam swoją ulubioną piosenkę, czyli Bas Tajpan - Złap mnie za rękę. 


***


Lekcje minęły dziś szybko, gdyż miałam tylko 3 lekcje i dwa SkS'y. W czasie zajęć dostałam sms'a od Łukasza, że odbierze mnie dziś ze szkoły i pojadę z nim na trening. W sumie to ucieszyłam się, że znów zobaczę piłkarzy. Ale z drugiej strony był Mario. Nie wiem o co mu chodzi i skoro nie odpisuje mi to znaczy, że nie chce się ze mną widzieć. Więc będzie mi głupio, gdy go tam zobaczę. 
Stałam przed szkołą i czekałam na Łukasza, gdy podbiegł do mnie Jake. Popatrzyłam na niego nieco szorstko. 
- Wychodzisz dziś na boisko - zapytał lekko zdyszany. 
- Jasne, napiszę Ci później, o której - wysiliłam się na uśmiech. 
- Ok, to do później - pocałował mnie w policzek i w tym momencie podjechało auto Łukasza. Jake tylko się uśmiechnął i poszedł w swoją stronę. Piłkarz nie był sam, gdyż na miejscu pasażera ktoś siedział. Wsiadłam więc do tyłu i odjechaliśmy. 
- Hej - rzuciłam tylko i zapięłam pasy. 
- Jak w szkole - zapytał nie kto inny, ale sam Goetze! No nie wierze. Najpierw praktycznie zero kontaktu, a teraz , jak , gdyby nigdy nic, normalnie ze mną rozmawia? 
-  Tak, jak zwykle - odparłam oschle. 
- O, widzę, że ktoś tu nie ma humorku - stwierdził mój braciszek. 
- Nie Twoja sprawa - odburknęłam - Dlaczego muszę jechać z Tobą na SIP?
- Z nami - poprawił mnie Mario - Ponieważ trener się za Tobą stęsknił. Po za tym potrzebujemy na dziś fotografa, bo nasz zachorował. Więc Łukasz pomyślał o Tobie. 
- Aha - powiedziałam zdziwiona.
Gdy tylko zaparkowaliśmy, szybko wyszłam z samochodu i ruszyłam w kierunku drzwi. Na szczęście Marco właśnie wchodził, a gdy mnie zobaczył, zaczekał na mnie i razem weszliśmy do świątyni pszczółek. 
- Słyszałem, że dziś będziesz robiła mi zdjęcia - uśmiechnął się Niemiec.
- Też tak słyszałam - odpowiedziałam - Ale z tego, co wiem, to nie tylko Tobie blondasku , tylko całej drużynie. 
- No tak, ale po treningu mogę zostać dłużej i będziesz mogła porobić mi zdjęcia, jak się kąpię - uniósł brewkę do góry i zrobił tą swoją minkę podrywacza. 
- Nie dzięki, nie skorzystam - rzuciłam i poszłam na murawę. Usiadłam na ławce i już po kilku minutach przyszedł trener z aparatem. Przywitał mnie i dał kilka wskazówek, co mam robić. Nic trudnego. Robić zdjęcia i nie dać się zbajerować, któremuś z tych " dzieciaków ", jak to powiedział Klopp. 
- To, ja idę jeszcze do swojego gabinetu i za chwilę wracam - powiedział i uśmiechnął się. Odwzajemniłam jego uśmiech i włączyłam aparat. Dałam podgląd zdjęć i zaczęłam je przeglądać, by wiedzieć, jakie zdjęcia robić. 
Fotki była bardzo zabawne, robione z zaskoczenia, gdy chłopcy się wygłupiali. Zaintrygowało mnie jedno ze zdjęć. Byłam na nim ja i Mario, który na pierwszym treningu zabrał mi buta i za zdjęcie załapał się Marco, który patrzył na nas z krzywą miną. Ciekawe o co mu chodzi, pomyślałam. 
- Co u Ciebie, jak babcia - nawet nie zauważyłam, kiedy usiadł obok mnie Pączuszek. 
- A już dobrze, niedawno dostała wypis ze szpitala - powiedziałam - Chcę porozmawiać z państwem Piszczek, o tym, by babcie zamieszkała z nami. Chociaż w sumie wątpię, żeby pani Halina się zgodziła - skrzywiłam się na samą myśl o niej. 
- Warto spróbować - odparł - A co tam oglądasz - zapytał patrząc w aparat.
- Wasze zdjęcia. Patrz na to - pokazałam mu nasze zdjęcie - Może Ty wiesz, o co chodzi Marco - zapytałam. Mario chwilę myślał nie wiedząc, co mi powiedzieć...
- Wtedy, gdy zaprosiłeś mnie na randkę też był jakiś dziwny - dodałam.
- Pewnie podobasz mu się i tyle. Nie było mu na rękę, że umówiłaś się ze mną - powiedział w końcu. 
- No to ma pecha, bo on mi się nie podoba - stwierdziłam i choć Goetze odwrócił głowę, to wiedziałam, że się uśmiechnął. 
Rozmawialiśmy jeszcze chwile. Oczywiście nie poruszyłam tematu, dlaczego mi nie odpisuje i w ogóle. Może sam mi o tym powie. 
W końcu przyszedł trener, a za nim wszyscy piłkarze. I znów ten dziwny wzrok Reus'a na mój i Mario widok. Trudno, nie będę się nim przejmowała. 
Na treningu robiłam cały czas zdjęcia. Nie mogłam przestać, chłopcy są tacy zabawni. Najbardziej to Mario i Kuba, choć Błaszczu jest dużo starszy, to potrafią się dogadać i tak świetnie bawić. Trener już nie mógł na to patrzeć. Wiedząc, że ten trening nie ma sensu, pozwolił swoim zawodnikom pójść wcześniej do domu. Ale zagroził, że jeżeli jutro będzie tak samo, to ostro tego pożałują. 
Oddałam więc aparat w ręce Klopp'a i poszłam do auta, gdyż Łukasz dał mi kluczyki. Siedziałam około 15 minut, aż w końcu zjawili się Łukasz i Pączek. Odwieźliśmy Mario do domu i popędziliśmy na naszą ulicę. 

***


Odrobiłam lekcje, nauczyłam się na kartkówkę z biologii i napisałam sms'a do Daniela. 

Idziemy na boisko? :D

W odpowiedzi otrzymałam :

No pewnie! Dawaj, my już idziemy ;)


Ubrałam się i wyszłam z domu wcześniej informując pana Kazimierza, że idę na boisko. Wstąpiłam po drodze do sklepu i kupiłam chipsy i słonecznik. Gdy doszłam, Daniel i Jake już tam byli i kopali piłkę. Podbiegłam do nich od tyłu i wskoczyłam Jake'owi na plecy. 
- O matko! Ale mnie wystraszyłaś! Nie dobra jesteś - powiedział i zaczął się śmiać, a my razem z nim. 
- Jak tam Daniel z Żanett  - zapytałam, gdy zeszłam z Jake'a i usiadłam w naszym ulubionym miejscu. Zaraz koło mnie usiadł Jake i Daniel. 
- A szkoda gadać. Obraziła się o to, że nie mogłem dziś przyjść na jej występ, bo miałem ważny egzamin - pokręcił bezsilnie głową. 
- To może ja z nią porozmawiam - zapytałam, choć i tak wiedziałam, że i tak to nic nie pomoże. Żanett była z Danielem tylko dla kasy, którą miał i po to by zaszpanować sowim koleżaneczkom, z kim to ona nie chodzi. Żałosna dziewczyna... Zdążyłam ją już niestety poznać i to nie było miłe spotkanie. Od razu zaczęła do mnie sapać o to , że spędzam trochę czasu z jej chłopakiem. A co to moja wina, że ona popołudniami nie ma czasu, bo chodzi na jakieś zabiegi kosmetyczne, czy zakupy, myślałam. 
- Nie. To by jeszcze pogorszyło sprawę, wiesz jaka jest zazdrosna - skwitował Daniel.
- Stary, zerwij z nią. Ona leci tylko na Twoją kasę i nic po za tym - odezwał się Jake, co spowodowało oburzenie u Daniala, więc musiałam szybko interweniować.
- On ma rację Daniel. Nie zauważyłeś jeszcze tego, jak ona Cie traktuje? To nie jest związek. Patrz ile dziewczyn odtrąciłeś przez nią. A ona co robi? Na pewno umawia się z innymi za Twoimi plecami - uniosłam się, choć wcale tego nie chciałam. 
- Przesadziliście, obydwoje! - wstał i zostawił nas samych. W końcu ktoś powiedział mu prawdę w oczy, a ten się obraził... Może kiedyś w końcu przejrzy na oczy, myślałam. 
Wyciągnęłam chipsy i słonecznik z torby i poczęstowałam Jake'a. W sumie to chciałam już iść do domu, bo dalej pamiętałam to, co powiedział dziś Jake...
- Wiesz... - usłyszałam po dłuższej chwili ciszy - Chciałbym Cię przeprosić za to, co powiedziałem dziś rano. To było w żartach, ale chyba wzięłaś to do siebie - spojrzał na mnie. 
- Nie było to miłe - powiedziałam. 
- Wiem, dlatego przepraszam Cię. Jesteś naprawdę piękna - uśmiechnął się i poczochrał moje włosy - Mam nadzieję, że nie będziesz się na mnie gniewała. 
- Nie wiem, nie wiem. Zobaczę - pokazałam mu jęzorka.
- Mam coś dla Ciebie na przeprosiny - wyciągnął z kieszeni mojego ulubionego lizaka o smaku guawy.
- Dziękuję - przytuliłam go i wzięłam lizaka, po czym schowałam go do torby. Rozmawialiśmy dość długo, zdążyliśmy opróżnić całą paczkę chipsów i słoneczniku. W końcu zdecydowaliśmy się na powrót do domu. Jake odprowadził mnie pod bramę i gdy mieliśmy się żegnać dostałam sms'a. 
- To znak, że jeszcze musisz ze mną zostać - zaśmialiśmy się. Odczytałam wiadomość od nieznanego mi numeru : 

Muszę Ci o czymś powiedzieć. Możemy się spotkać za 10 minut? Podjadę pod Twój dom. To ważne. Marco. 

Co on ode mnie chce o tej porze, pomyślałam. 
- Poczekasz tu ze mną chwilę - zapytałam Jake'a - Kolega do mnie napisał, że musi ze mną porozmawiać i za chwilę tu podjedzie, a nie chce czekać sama - spojrzałam na niego. 
- Spoko, samej Cię tu nie zostawię - powiedział i uśmiechnął się. Parę minut później podjechał Marco, więc pożegnałam się z przyjacielem. 
- Do jutra - pocałowałam go w policzek i weszłam do auta. 



__________________________________________________________

Dodaję dziś, bo nie poszłam do szkoły... Nie chciało mi się wstać ;c 
U Was też taka brzydka pogoda, że nic się nie chce? ;/

Czytasz = komentujesz ! 

Pozdrawiam, Karinka <3

piątek, 13 września 2013

Rozdział 12

* W Dortmundzie *


Zaspany Łukasz poszedł obudzić Karinę. Gdy wszedł do pokoju od razu zauważył brak swojej siostry. Zbiegł na dół z myślą, że je już śniadanie. Niestety tak nie było, więc udał się do sypialni rodziców.
- Wstawajcie! Kariny nie ma! - krzyczał tak, aż w końcu dobudził starszych Piszczków. 
- Jak to nie ma - zapytał zdziwiony pan Kazimierz.
- To nie możliwe. Może się kąpie albo jest w innym pokoju - dodała pani Halina. 
- Szukałem. Nigdzie jej nie ma - powiedział - Gdzie ona może być? - odpowiedziała mu długa cisza. Wyszedł z pokoju swoich rodziców i wrócił do swojego pokoju. Wziąwszy komórkę, wykręcił numer do Kariny. Włączała się poczta za każdym razem, gdy do niej dzwonił. 
- Cholera, gdzie ona może być? - myślał młody Piszczek. Ubrał się szybko i zszedł na kuchni, gdzie byli już jego rodzice. 
- Wiemy, gdzie jest Karina - powiedziała pani Halina.
- Pojechała w nocy do Polski - dodał pan Kazimierz.
- Dlaczego - zapytał zdziwiony. Pan Piszczek opowiedział, co dzieje się z Kariny babcią i jej reakcję na wieść, że nie mogą jej do niej zawieść. 
Uspokoiło to trochę Łukasza, chodź dalej się zamartwiał. Ciekawe, jak tam dojechała, no i z kim - zastanawiał się piłkarz. Z zamyśleń wyrwał go głos pani Haliny. 
- Ona jest zupełnie nieodpowiedzialna! - krzyczała - Przecież dzisiaj miała iść do szkoły! Od samego początku robi problemy. I do tego mi obciach przed panem dyrektorem, bo oczywiście to ja będę musiała świecić za nią oczami! - wrzeszczała. 
- Mamo, przestań! Ty byś inaczej zrobiła na jej miejscu- zapytał - To jest jej jedyna rodzina, zrozum ją! - uniósł się trochę Łukasz. 
- Doskonale ją rozumiem, ale nie toleruję kłamstwa! Żeby jechać samemu do Polski?! Taki kawał! - skwitowała pani Halina, a dwaj Piszczkowie wyszli z kuchni, by nie słuchać jej lamentowania. 
Łukasz przed wyjściem na trening przekazał mamie, że zajedzie do szkoły i usprawiedliwi nieobecność Kariny u dyrektora. Na szczęście pan Dyrektor zrozumiał sytuację, w jakiej się znalazła Karina i w szkole ma się pojawić dopiero w czwartek.
Na trening przyszedł jako ostatni, na co trener nie był zbytnio zadowolony. Za karę musiał przebiec dodatkowe 4 kółka. Klopp zakomunikował jeszcze, że Mario dziś i jutro nie będzie, gdyż źle się czuje i wolał zostać w domu, by nikogo nie zarazić. 
Chłopcy przebiegli swoje 15 kółek i zaczęli się rozciągać. Po chwili dołączył do nich zmachany Łukasz. 
- Trzeba było się nie spóźniać - znalazł się obok niego Marco. 
- Musiałem zajechać do szkoły Kariny i usprawiedliwić jej nieobecność - odparł. 
- A dlaczego jej nie ma w szkole - zapytał młody Niemiec, więc Łukasz opowiedział mu o tym, co się zdarzyło. Mógł mu powiedzieć o wszystkim, w końcu to jego jeden z najlepszych przyjaciół. 
- Może Mario ją zawiózł. Dziwne, że dziś nie ma go na treningu. Jeszcze wczoraj widziałem się z nim wieczorem w parku, jak biegał - skomentował Reus.
- Ty! To nie jest głupie, przecież wczoraj byli na randce i w ogóle - powiedział Piszczek, a Marco, gdy usłyszał słowo "randka" , skrzywił się nieco. 
- Mario na randce? - kpił Niemiec - Przecież to jeszcze gówniarz. Karina pewnie ma z niego tylko niezłą beka.
- Reus, jesteś zazdrosny ! - zaczął się śmiać Łukasz i przywalił mu mięśniaka. 
- Wcale nie jestem zazdrosny, po prostu mówię, jak jest - odparł obrażony i na tym zakończyli swoją rozmowę.
Łukasz po skończonym treningu od razu pojechał do mieszkania Mario, lecz nikt mu nie otworzył. 
Po powrocie do domu, gdy był już w swoim pokoju zadzwonił do Mario. Niestety tak, jak myślał, także miał pocztę. 


* W Polsce *


Cały dzień spędziłam z babcią, no oprócz wizyt lekarzy no i oczywiście sama musiałam odwiedzić chirurga. W sumie to nie sama, bo Pączuszek mnie zaniósł. Na szczęście okazało się, że jest tylko stłuczona, ale i tak muszę oszczędzać nogę. Gdy babcia zasnęła pożegnałam ją buziaczkiem w czoło i opuściłam salę. No tak, jak przewidywałam Mario słodko spał na krześle. Nie dziwię mu się. Całą noc nie spał, bo musiał prowadzić auto, a w dzień był praktycznie cały czas przy mnie. Nachyliłam się nad nim i złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach. Nie powinnam tego robić, ale nie mogłam już wytrzymać. Sama siebie nie rozumiem, bo jeszcze przed przyjazdem tutaj chciałam tylko przyjaźni. No ale on i tak śpi, więc będzie to moja tajemnica. Usiadłam obok niego i zaczęłam go budzić. 
- Gdzie śpimy - zapytał, gdy wychodziliśmy ze szpitala. 
- Tutaj, niedaleko jest fajny hotel - uśmiechnęłam się. 
- Okej, no to jedziemy - powiedział - Jestem wyczerpany. 
- Ja też - westchnęłam i ziewnęłam. 
Po chwili byliśmy już na miejscu. Wzięliśmy jeden pokój, lecz z dwoma łóżkami. Wepchałam się Mario do łazienki, bo oczywiście on chciał iść pierwszy. Po skończonej kąpieli wyszłam w samym ręczniku, na co Mario zareagował tak, jak myślałam. 
- Uuu, sexi - skomentował i zrobił tą swoją śmieszną minkę. 
- Zboczeniec - zaśmiałam się - Nie mam w czym spać. 
- Jak dla mnie, to możesz nawet i tak - wyszczerzył swoje białe ząbki.
- Ha ha ha. Nie będę tak spała - powiedziałam.
- No to masz pecha - poczochrał moje mokre włosy i udał się do łazienki. I co ja mam teraz zrobić, myślałam. Rozejrzałam się po pokoju i zobaczyłam torbę treningową Mario. 
Wyszperałam w niej żółtą koszulkę Mario, więc założyłam ją. Była trochę za duża, więc nie było widać moich majteczek w baloniki. Wzięłam jeszcze telefon z torebki i wpakowałam się pod pierzynkę. Komórka była rozładowana, a nie wzięłam ładowarki. Co za sierota ze mnie, pomyślałam i po chwili sama z siebie się śmiałam. 


***


Gdy już prawie zasypiałam poczułam, jak Mario wpycha się koło mnie pod kołdrę. 
- Chyba łóżka Ci się pomyliły Pączku - powiedziałam śpiąco. 
- Chyba Ci się koszulki pomyliły laleczko - zaśmiał się. 
- Nie mów tak na mnie - skrzywiłam się - I wyjazd z mojego łóżka. Tam masz swoje.
- Ale ja wolę spać z Tobą. Boję się spać sam, a u Ciebie jest tak cieplutko - dźgnął mnie w brzuch. 
- No właśnie, cieplutko. A Ty jesteś zimny ! Idź stąd i nie rób mi tak - powiedziałam już trochę  zdenerwowana. 
- Dobra, dobra. Już idę - i po chwili był już w swoim łóżku. Próbowałam zasnąć, lecz na darmo. Mario cały czas wiercił się na łóżku, aż w końcu stwierdził, że poogląda sobie coś w telewizji. Co za głupek, pomyślałam. 
- Wydawało mi się, że jesteś strasznie zmęczony - usiadłam na łóżku - Jestem głodna i chce mi się pić - stwierdziłam po chwili, a Goetze tylko się uśmiechnął. 
- To zadzwonię do recepcji, może mają coś w ofercie - wstał z łóżka i podszedł do telefonu. Dopiero wtedy zauważyłam jego umięśnione ciało, gdyż był w samych bokserkach. Aż dech mi zaparło.
- Ej! Księżniczko obudź się. Wiem, że mam zajebiste ciało - zaśmiał się - Ale powiedz mi, czy może być pizza?
- Tak, tak. Może być - odpowiedziałam speszona i wgapiłam się w telewizor. 
Po 15 minutach pizza była już u nas w pokoju, gotowa do konsumowania. 
- Wcale nie masz zajebistego ciała - przerwałam ciszę i napiłam się coli. 
- Jasne, każda leci na mój kaloryfer. Nie wciskaj mi tu kitu - uniósł brew w górę. 
- Zacznijmy od tego, że ja nie jestem każda - odpowiedziałam - Po za tym dzieli nas 3 lata różnicy.
- Wiem, przepraszam. Nie o to mi chodziło - powiedział - Wiek to tylko liczba.
- Może i tak - skończyliśmy jeść i najedzeni położyliśmy się do swoich łóżek. Mario wyłączył telewizor, więc pomyślałam, że pójdzie już spać,  a on znów zaczął się wiercić. Na całe szczęście długo to nie trwało. Niestety, ja nie mogłam usnąć. Cały czas miałam przed oczami babcię Irenkę, która leżała taka słaba podłączona do tych wszystkich urządzeń i w ogóle. Kocham ją całym sercem i nie chcę, by teraz mnie opuściła. Po policzkach zaczęły mi spływać pojedyncze łzy. Nie wiele myśląc, wślizgnęłam się do łóżka Mario, tak by się nie obudził. Ułożyłam się obok niego i położyłam rączkę na jego nagim torsie. Dobrze mieć kogoś takiego, jak Mario. Chociaż bardzo krótko go znam wiem, że mogę mu zaufać. Uśmiechnęłam się przez łzy. Mario zmieniając pozycję, położył się praktycznie na mnie tak, że czułam jego spokojny oddech na swoim policzku. Poczułam coś dziwnego w brzuchu. Niee, nie zakochałam się. Po prostu Pączuś lekki nie był. Nie miałam innego wyjścia, więc musiałam go obudzić. 
- Mario, weź się przesuń - pociągnęłam go lekko za włosy, a że nic to nie dało, to uszczypnęłam go w brzuszek. Dalej nic. 
- Hmm, może to pomoże - pomyślałam i ugryzłam go w dolną wargę.
- Ała! - wrzasnął - Co Ty, nie poważna jesteś? - miał skrzywioną minę. 
- Przynajmniej się obudziłeś - uśmiechnęłam się - Przygniotłeś mnie, to musiałam coś zrobić. 
- Nikt Ci nie kazał wchodzić do mnie do łóżka - powiedział oburzony. 
- Spoko. Przepraszam - i już chciałam wyjść, lecz on złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. 
- Żartowałem słonko. Ale następnym razem mnie tak nie budź - uśmiechnął się i położył się przytulając mnie. Potrzebowałam takiej bliskości - A dlaczego chcesz spać ze mną - zapytał, gdy bawił się moimi włosami. 
- Myślałam o mojej babci i smutno mi się zrobiło, więc nie chciałam sama spać - odpowiedziałam, po czym spojrzałam na zegarek - To już po 2, chodźmy spać.
- Masz rację, musimy się wyspać - odparł - A możemy zamienić się miejscami?
- Ha ha ha, dlaczego - zapytałam rozbawiona. 
- Bo nie lubię spać po lewej stronie. 
- No okej - zamieniliśmy się miejscami. Oczywiście minęło kilka chwil zanim Mario się ułożył do spania i zrobił miejsce dla mnie. Położyłam się na jego klatce piersiowej, a on mnie objął i pocałował w nosek. 
- Mógłbym tak spać codziennie - usłyszałam jeszcze zanim usnęłam. 



* Marco *


Muszę za wszelką cenę zdobyć Karinę. Muszę ją w sobie rozkochać i utrzeć nos temu całemu Goetz'emu. I już chyba wiem jak. Teraz tylko muszę poczekać, aż wrócą z Polski. 
- O czym tak myślisz - zapytał Mo sprowadzając mnie na ziemię. 
- O siostrze Piszczka - odpowiedział - Zamierzam ją w sobie rozkochać i przy tym dać nauczkę Mario.
- Co chcesz zrobić - zapytał zaciekawiony Mo. Opowiedziałem mu cały swój plan. Może i nie był do końca przemyślany, ale na pewno zadziała. I Karina nie będzie chciała więcej widzieć tego gówniarza. Mo do końca nie był zadowolony z tego, co chcę zrobić, ponieważ uważał Mario za spoko kolesia. Ale mnie to nie obchodzi, chcę się na nim zemścić i to zrobię. 










_________________________________________________________________

Przepraszam za taką przerwę, ale nie mam kiedy pisać. Dalej mam problemy i nie wiem, jak je rozwiązać...;c Nie obiecuję, ale postaram się dodawać rozdziały co piątek ;) 

A tak w ogóle to, jak w szkole?
U mnie całkiem spoko, mam 21 osób w klasie, w tym 6 chłopców :O! hahaha, maskara ;D 

Dziękuję za 16 komentarzy pod ostatnim postem. Jesteście na prawdę cudowni. I przepraszam za to , że nie komentuję waszych rozdziałów ale to nie znaczy, że nie czytam. Gdy będę miała więcej czasu, to na pewno się poprawię :) 
Liczę, że pod tym rozdziałem, także będzie przynajmniej 15 kom. ;) 


Czytasz = Komentujesz ! ;*



Pozdrawiam - Karinka ! <3