Tyle Was Tu !

sobota, 27 grudnia 2014

Hej , hej ;)

Zawieszam bloga... Nie mam na niego żadnego pomysłu, niestety ;/ 
Od dłuższego czasu myślę nad nową historią, więc może niedługo zabiorę się za nią na poważnie ;) 
Nie wiem kiedy wrócę na tego bloga z nowym rozdziałem... Możliwe , że w ogóle nie wrócę ;/ 
Jednakże na pewno powiadomię Was o nowym blogu ;D 



Pozdrawiam, Karinka ;* 

czwartek, 9 października 2014

Rozdział 30



" Never miss an opportunity to tell someone that you love him " 


*~*



- Wróciłam ! - zakomunikowałam domownikom , gdy tylko przekroczyłam próg domu. Ucieszona wpadłam do kuchni , kładąc na blacie swoje świadectwo ukończenia pierwszej klasy liceum z wyróżnieniem. Tak! W końcu WAKACJE ! Tak długo na nie czekałam. Już jutro wyjeżdżam z Marco i Łukaszem do Brazylii na Mistrzostwa Świata. Reus załatwił nam bilety na mecze półfinałowe i sam finał. Nie cieszę się z Mistrzostw tak bardzo, jak z tego, że zobaczę się z moim kochanym Pączusiem. Odkąd zaczął się Mundial rzadko , co z nim rozmawiam. Oczywiście rozumiem, że teraz najważniejsze są treningi , mecze i to , aby wygrywać każde spotkanie. 
Po zakończeniu Mundialu razem z Mario i kilkoma innymi piłkarzami i ich partnerkami wyjeżdżamy na Ibizę, gdzie spędzimy dwa tygodnie. Niestety nie możemy zostać dłużej, gdyż zawodnicy wyjeżdżają na zgrupowania w swoich klubach. 
- No, no - zamyślił się tato patrząc na moje oceny - Wzorowa uczennica - uśmiechnął się ciepło. 
- W pokoju czeka na Ciebie niespodzianka - poinformowała mnie moja mama , po czym zerknęła przez ramię Kazia i spojrzała na moje świadectwo - Dobra robota. 

Zamknęłam drzwi za sobą i podeszłam do łóżka, na którym leżały dwie niebieskie koperty. Otworzyłam je natychmiast. W jednej znalazłam kasę , a w drugiej dwa bilety lotnicze do Paryża. 

Zleciałam po schodach na dół i wpadłam , jak szalona do kuchni. 
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję - przytuliłam moich rodziców. 
- Zapracowałaś na to swoimi wynikami w szkole - powiedziała moja mama. 
- Mogę zabrać Mario do Paryża - zapytałam słodko. 
- Przewidzieliśmy takie pytanie , więc już zdążyliśmy to przedyskutować - mówiła - I tak, może jechać z Tobą - dokończyła. 
- Jesteście najlepsi! - ucieszyłam się. Od ponad dwóch miesięcy wszystko zaczęło się układać. Przyzwyczaiłam się do tego, że nazywam Państwa Piszczek swoimi rodzicami, bo nimi są. To dzięki nim jestem , tu gdzie jestem. Gdyby nie oni pewnie nadal tkwiłam bym w Domu Dziecka i byłabym z Tomkiem, który zdradzałby mnie z moją " najlepszą przyjaciółką "... No coż, takie życie. 
- Idę się pakować - ucałowałam jeszcze raz policzki Halinki i Kazia , po czym z powrotem poszłam do mojego pokoju. 
O 18 miał wpaść po mnie Marco z zamiarem pojechania do centrum handlowego , bym mogła kupić sobie reprezentacyjną koszulkę Niemiec. Nie miałam dużo czasu , więc od razu zaczęłam wybierać ciuchy , by potem włożyć je do walizki. 
Kilka minut przed 18 naszykowana zeszłam na dół. Z kuchni wzięłam duże, czerwone jabłko, po czym wyszłam przed dom, gdzie czekał na mnie Reus. 
Liczyłam na miłe zakupy , jednak chyba się przeliczyłam... Na miejscu pasażera siedziała Ivy - dziewczyna Marco. Tak, ma dziewczynę. Czy jej nie lubię ? Można tak powiedzieć. Z początku wydawała się całkiem miłą osobą. Lecz po pewnym czasie zaczęło przeszkadzać jej to , że Marco koleguje się z " taką gówniarą " , cytując jej słowa. Oczywiście przy Marco udawała , że wszystko jest w porządku, ale , gdy tylko zostawałyśmy same od razu zmieniała nastawienie , co do mnie . No cóż , wcale się tym nie przejmowałam. Jednak cieszyłam się , że nie jedzie ona z nami do Brazylii. Nie wiem, czy wytrzymałabym z tą jej udawaną życzliwością. Czasem mam wrażenie , że jest po prostu o mnie zazdrosna. Chociaż nie daję jej powodu , co do tego. 
- Hej - powiedziałam , gdy zajęłam miejsce za Ivy. 
- Siema, młoda - odwrócił się w moją stronę Reus , przy czym puścił mi oczko - Do centrum - zapytał. Już miałam odpowiedzieć na zadane mi pytanie przez Reus'a, lecz ktoś mnie uprzedził. 
- Najlepiej do tej nowej galerii - usłyszałam - Słyszałam , że są tam zajebiste sklepy - zapiszczała Ivy.
- Okeej - rzuciłam obojętnie, gdy Blondyn zwrócił na mnie swój wzrok. Po około 20 minutach lekkiej rozmowy w samochodzie, zaparkowaliśmy na parkingu obok galerii. Po wejściu do budynku skierowałam się do sklepu sportowego " Nike " w celu zakupienia nowych butów. Mogłam trochę zaszaleć. Dzięki temu , że dostałam dziś pieniądze od Piszczków za bardzo dobre oceny, mogę wydać to , co sama zdołałam odłożyć w ciągu ostatnich kilku miesięcy. 
- Dziękuję - powiedziałam wychodząc ze sklepu, w ręce niosąc moje nowe buty . 


- Nie przepadam za takimi butami - stwierdziłam , gdy Ivy pokazała mi swoje nowe szpilki. Nigdy nie ubrałabym tak wysokich butów. Przynajmniej nie w normalny dzień, lecz na jakąś okazję. Wolałam wygodne buty , najlepiej trampki, które wręcz kocham, a nie jakieś 15 centymetrowe coś , w czym można się połamać. 

- Na swój ślub też przyjdziesz w jakichś trampkach - zapytała Ivy, po czym się roześmiała. 
- Nie - zaprzeczyłam - Tylko na Twój , słodziutka - dodałam już nieco ciszej , gdyż zauważyłam zbliżającego się do nas Reus'a niosącego pyszną tortillę. 
- O czym sobie plotkujecie - zapytał , po czym podał mi moje " żarełko " , a Ivy podał zielone jedzonko dla króliczków , zwane również sałatką dietetyczną. 
- A już chciałbyś wiedzieć , kotku - zachichotała moja " przyjaciółka ' , lecz tylko przy Marco. Czekałam tylko na to , by skomentowała moją kolację. Gdyby Ivy tu nie było , Marco jadłby to samo , co ja. Jego dziewczyna jest przewrażliwiona na punkcie zdrowego odżywiania się. Z początku zbytnio mnie to nie obchodziło, ale, gdy zaczęła robić mi wykłady na temat moich fast foodów , trochę się do niej zniechęciłam. No sorry , ale nikt nie będzie mi mówił , co mam jeść i ile jeść. Marco musiał jej coś powiedzieć , bo tym razem nic się nie odezwała. 
- Idziemy po te koszulki - zwrócił się do mnie piłkarz. 
- Jasne - uśmiechnęłam się .
- To ja jeszcze popatrzę za jakąś sukienką - wtrąciła Ivy , po czym ucałowała policzek Marco i poszła w kierunku, jakiegoś sklepu z ciuchami. 
- Ma trudny charakter - zaczął rozmowę Reus. 
- Ivy - zapytałam, a on kiwnął głową na " tak " - Owszem. 
- Ale , gdy lepiej się ją pozna , to wydaje się całkiem inna. 
- Ważne , że Tobie odpowiada - posłałam mu uśmiech. Jasne, że trochę mi w niej nie pasowało , ale Reus przecież nie byłby z nią, gdyby mu się nie podobała i, gdyby im się nie układało - Cieszę się, że jesteś szczęśliwy - dodałam i dźgnęłam go w ramię, po czym weszliśmy do sklepu, gdzie kupiłam koszulkę reprezentacji Niemiec z numerkiem 19 i nazwiskiem mojego chłopaka. 



*~*



Pokój hotelowy dzieliłam z Amelią, która w ostatniej chwili zdecydowała się lecieć z nami. Szczerze mówiąc to polubiłam ją. W ciągu tych paru miesięcy zdołałam ją poznać i już nie wydaje mi się zwykłą " pustą lalką ". Oczywiście nadal zachowuje się tak , jak zachowywała , ale tłumaczy to tym, że nie przed nikim żadnych tajemnic, dlatego czasem chodzi nago lub gada różne głupoty. 
A co z Łukaszem? No cóż nie jest najlepiej, ale również nie jest źle. Nasza rozmowa skończyła się na przeprosinach. I , jak na razie wszystko jest okej. 
- Mario ! - krzyknęłam , gdy zobaczyłam go w drzwiach - Tak bardzo za Tobą tęskniłam - przytuliłam go mocno i wciągnęłam do pokoju nie wypuszczając go ze swoich ramion. 
- Ej, bo mnie udusisz - zaśmiał sie Goetze , po czym wpił się w moje usta. 
- To ja zostawię Was samych - usłyszałam Amelię oraz zamykające się po chwili drzwi. 
- Mam na Ciebie ochotę - wymruczałam mu do uszka i lekko je przygryzłam. W odpowiedzi Mario przycisnął mnie do ściany... Zrobiło mi się gorąco, serce biło tak mocno , jak by miało za chwilę ze mnie wyskoczyć. 
Zaczął całować mnie po ustach, szyi... Nawet nie wiem, kiedy znaleźliśmy się w łóżku. Ściągnął mi koszulkę i uśmiechnął się figlarnie, po czym ja odwdzięczyłam się tym samym. Powoli ściągnęłam mu koszulkę odsłaniając jego umięśnione ciało. Był taki... taki piękny, pomyślałam przygryzając przy tym wargę. Pieścił mnie, dotykał.., aż w końcu powiedziałam - Chcę tego, chcę Ciebie - nim się obejrzałam byłam już tylko w czarnej, koronkowej bieliźnie. Dotykał mnie, całował , szeptał.. czułam się taka wyjątkowa. 
- Kocham Cię, Karina i choć może nie jestem idealny to dla Ciebie zrobię wszystko , byś była szczęśliwa. 
Czułam , jak powoli we mnie wchodzi, jak robię się mokra , bicie jego serca. Było nam tak dobrze. Zaczął całować mnie po całym ciele i schodził coraz to niżej. Odwróciłam się do niego tyłem , a on wchodząc we mnie nadal pieścił moje piersi, tyłek... 
Aż w końcu zrobił się brutalny. Złapał mnie za włosy i odchylił głowę do tyłu. Pierwszy raz tak się zachowywał , ale mi to nie przeszkadzało. Dobrze wiedział, jak mnie zadowolić. Odwrócił mnie gwałtownie i znów to on był na mnie. Czułam jego rozpalone , umięśnione ciało na moim i to , jak wchodził we mnie coraz to szybciej i mocniej. 
Po wszystkim położył się obok mnie i splótł nasze dłonie.
- Kocham Cię - powiedział. 
- Ja Ciebie też , Mario - złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek. 









NASTĘPNY - 15 KOM. ;) 

środa, 23 lipca 2014

Rozdział 29



" The good ti­mes of to­day are the sad thou­ghts of to­mor­row "
~*~

Gdy spojrzała na mnie , szybko uśmiechnąłem się i pomachałem jej, ale ona tylko zrobiła zdziwioną minę i odwróciła od razu swój wzrok. Chyba mnie nie poznała...
-Dziwny koleś - pomyślałam i odwróciłam swój wzrok na boisko, gdzie dziewczyny prowadziły już sześcioma punktami nad naszymi rywalkami. Co chwilę spoglądałam na chłopaka, który ciągle posyłał mi swój szeroki uśmiech. - Kto to jest? - zastanawiałam się. 
Na początku trzeciego seta trener wpuścił mnie na boisko. W pierwszych chwilach czułam strach i myślałam, że za chwilę zwymiotuję. Od razu poszłam na zagrywkę. Trener właśnie tak chciał mi pomóc. Gdy tylko przebiłam piłkę na drugą stronę siatki, wszystkie nerwy odeszły, a na ich miejsce weszła duma i chęć pokazania innym , na co mnie stać. Ze spokojem rozgrywałam każdą piłkę. Nie obyło się bez klnięcia pod nosem w moim ojczystym języku, gdy coś się nie udało. Po wygranych trzech setach podziękowałyśmy naszym przeciwniczkom i udałyśmy się do szatni, gdzie czekał na nas Pan Lukomski - nasz trener. 
- Bardzo dobrze Wam poszło, dziewczyny. A Ty, Karina? Masz bardzo duży potencjał i nie mówię tego tylko dlatego, że jestem fanem Twojego brata - zaśmiał się pod nosem trener. 
- No dzięki - rzuciłam i posłałam mu szeroki uśmiech. 
- Następny mecz za dwa tygodnie - zwrócił się do wszystkich - Widzimy się we wtorek na treningu. 
- Do widzenia - powiedziałyśmy chórkiem. Gdy trener opuścił naszą szatnię, każda z nas wzięła szybki prysznic. Gotowe i zadowolone wyszłyśmy z szatni, kierując się w stronę wyjścia. Była godzina 14.00 , więc razem z dziewczynami postanowiłyśmy pójść na " zdrowy " obiad. 
- Panno Piszczek ! - usłyszałam za sobą znajomy głos. Odwróciłam się i ujrzałam tego samego faceta, co na meczu. - Mogę prosić o autograf - zapytał , przy czym uniósł wysoko swoje kąciki ust pokazując już znane mi dołeczki. 
- Reus ? ! - krzyknęłam, gdyż nie zdawałam sobie sprawy z tego, iż Marco nie chciał, by ktoś go rozpoznał, co świadczyć mogą o tym ciemne okulary i fullcap. Jak na zawołanie wszystkie dziewczyny wpadły w pisk i z prędkością światła otoczyły Blondaska, który rzucił mi gniewne spojrzenie, na co ja tylko się zaśmiałam i usiadłam na jednym z krzesełek czekając, aż Marco rozda swoje autograf oraz zrobi sobie z każdą dziewczyną " selfie ". 
- Ty to masz szczęście - powiedziała Anabell, która właśnie koło mnie usiadła. 
- Co masz na myśli - zapytałam trochę jej nie rozumiejąc. 
- Noo... Twoim bratem jest sam Łukasz Piszczek , znasz wszystkie Pszczółki i nawet chodzisz z Marco - ostatnie słowa niemal wykrzyczała z podniecenia. 
- Nie jestem z Reus'em , to tylko kolega - uśmiechnęłam się widząc, jak Marco całuje w policzek jedną z dziewczyn do zdjęcia. Kiedyś tak samo zareagowałabym na spotkanie z takim piłkarzem...
- Mhm, tak się tylko teraz mówi - poruszyła znacząco brwiami brunetka. 
- Serio - próbowałam ją przekonać - Jestem z Mario. 
- No co Ty ? ! - pisnęła - Ale przecież on jest w Monachium , a Ty tutaj... Jak Ty wytrzymujesz? Jaki on jest? 
- Pogadamy kiedy indziej, bo widzę, że Reus potrzebuje pomocy - zaśmiałam się i wstałam z krzesełka - Dobra dziewczyny, już wystarczy! - powiedziałam , gdy złapałam Marco za rękę i pociągnęłam go w kierunku drzwi. 
- Cześć wszystkim! - krzyknął Reus i wyszliśmy na zewnątrz budynku, gdzie od razu puściłam jego rękę, a on znów założył swoje " oksy " i fullcap'a oraz wyszczerzył swoje śnieżno-białe zęby. 
- Z czego się cieszysz - zapytałam - Po za tym czemu wczoraj nie powiedziałeś , że przyjdziesz na mecz? 
- Chciałem zrobić Ci niespodziankę - powiedział dalej uśmiechnięty - A tak w ogóle to gratulacje! Nieźle Ci poszło - zachichotał. 
- Nieźle? - zapytałam zdziwiona - Raczej sądziłam, że powiesz coś typu - wspaniale , czy znakomicie, a Ty tylko " nieźle" ? No wiesz... Zawiodłam się na Tobie - zaczęłam się z nim droczyć. Bądź, co bądź, ale polubiłam Marco. Zrozumiałam też, że tak samo, jak on powinnam porozmawiać z Weroniką i wyjaśnić to wszystko. Zdałam sobie sprawę z tego, że moja sytuacja jest podobna do tej Reusa. Oboje zostaliśmy zranieni i zdradzeni przez bliskie nam osoby. Postanowiłam sobie, że w końcu zrobię to, co już dawno należało zrobić. 
- Ziemia do Kariny! - usłyszałam głos Reus'a , więc spojrzałam na niego. 
- Masz ochotę na pizzę - zapytał. 
- A co, stawiasz - spytałam , odrywając się od swoich myśli. 
- To Ty możesz postawić mi - zaśmiał się - Ja jedynie mogę za Ciebie zapłacić - puścił mi oczko. 
- Zboczeniec - rzuciłam i walnęłam go w ramie - Niestety muszę Ci odmówić - powiedziałam juz nieco poważniej. 
- Dlaczego - zapytał ze smutną miną Marco - Musimy jakoś uczcić Twój pierwszy, wygrany mecz. 
- Jasne - przyznałam - Ale wiesz... Ja jestem z Mario , i gdyby ktoś nas zobaczył razem w restauracji, to pomyślałby, że ja coś z Tobą... - zaczęłam tłumaczyć. 
- To możemy zjeść u mnie , albo u Mo. Na pewno jest u niego Sara - namawiał mnie Marco. 
- A Mo nie ma treningu - zapytałam zdziwiona , gdyż widziałam, jak Łukasz rano szykował się na trening - Marco ! - krzyknęłam - Przecież Ty też masz trening! Klopp Cię zabije. 
- Och! - mruknął - Widzisz , jak dla Ciebie poświęcam swoje życie - zapytał z cwaniacką miną, po czym otworzył mi drzwi do swojego auta, do którego po chwili wsiadłam. 
- I właściwie dlaczego to robisz - zapytałam , gdy Marco siedział już " za kółkiem " 
- Tak po prostu - uśmiechnął się - Lubię Cię i chcę, abyś Ty polubiła mnie - dodał , po czym odpalił auto - Wiem! Jestem genialny ! - krzyknął nagle.
- Nie wątpię - powiedziałam ironicznie pod nosem i spojrzałam na niego. 
- Ej! Słyszałem - wystawił do mnie język - Zabiorę Cię w pewne miejsce. 
- Może coś więcej - zapytałam lekko zirytowana. Nie chciałam, by ktoś mnie z nim widział. Już wystarczy, że połowa dziewczyn z klubu myśli, że Marco jest moim chłopakiem. Gdyby Mario coś takiego usłyszał, to nie wiem , jak by się to skończyło. Chociaż wie, że rozmawiam z Reus'em i z tego, co mówi to nie ma nic przeciwko , ale nie byłby zadowolony z informacji , że rzekomo spotykam się z jego byłym przyjacielem. W sumie to tak jest , ale są to tylko czysto kumpelskie spotkania. 
- Sama zobaczysz - uśmiechnął się. Nic więcej , ani on , ani ja nie powiedzieliśmy. Marco w pewnym momencie, by przerwać całkiem swobodną ciszę , włączył radio. Po chwili z głośników zaczęła lecieć piosenka 1D - You and I, od razu dałam głośniej i zaczęłam śpiewać moją ulubioną nutkę. Myślałam , że Reus będzie krzywo na mnie patrzył . Jednak, gdy spojrzałam na niego, mój uśmiech znacznie się powiększył. Zobaczyłam Marco śpiewającego cały refren piosenki. 
- Tylko nikomu nie mów - zażądał i zaczął się śmiać, gdy skończyła się piosenka. 
- Nie wiedziałam , że słuchasz One Direction - zaśmiałam się. 
- Słucham.. Ale i tak o wiele bardziej lubię Justina Biebera - powiedział poważnym tonem.
- Żartujesz sobie - zapytałam zdziwiona, a kiedy zobaczyłam wyraz twarzy jego twarzy , zaczęłam się śmiać - No nie wierzę . Może powiesz mi jeszcze , że jesteś belieber - czy coś takiego , dokończyłam sobie w myślach.
- No tak - mówił dumnie Marco - Ja tam nie widzę w tym nic śmiesznego .
- A ja tak - powiedziałam i znów zaczęłam się śmiać - Przecież on ma głos , jak baba .
- Sama masz głos , jak baba - próbował się odgryźć , jednak nie bardzo mu to wychodziło. 
- Dziwne, by było , gdybym miała głos, jak facet - uniosłam jedną brew i nadal miałam " banana : na mordce.
- Czepiasz się szczegółów - poczochrał moje włosy, po czym zatrzymał auto przed pizzerią i wyszedł z auta , rzucając " zaraz wracam " . 





_________________________________________________________

Krótki i o niczym ;x 
Na samym początku chciałabym Was bardzo przeprosić za tak długą nie obecność ... Myślę nad zakończeniem tego bloga, ponieważ nie mam czasu na niego. 
Również chciałabym przeprosić za to , że nie komentuję waszych rozdziałów ;/ Zwłaszcza Juliana Kot ;* Czytam wszystko, jednak nie mam weny by cokolwiek napisać w komentarzu ;x 
Mam nadzieję , że na następny rozdział nie będziecie musiały tak długo czekać :* 
Chciałabym również podziękować za ponad 31 tyś. wyświetleń ! <3

Next = 16 kom.




CZYTASZ = KOMENTUJESZ ! ! !

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Informacja!

 
Ugh! ;c Bardzo Was przepraszam, już tydzień temu powinien pojawić się nowy rozdział, ale nawaliłam ;/ Miałam pomysł , ale nie potrafię przelać tego tutaj, dla Was ;x
Nie wiem, kiedy pojawi się 29 rozdział. Pewnie nie tylko ja mam teraz zapieprz w szkole i muszę poprawiać oceny , więc mam nadzieję, że mnie zrozumiecie :)
Obiecuje, że gdy tylko ogarnę sprawy ze szkołą, to biorę się za pisanie ;*
Wasze blogi oczywiście czytam i w miarę staram się komentować ;) Ale mam prośbę , bo nie ogarniam ... Za dużo tych blogów ;D Mogłybyście zostawiać linki do Waszych blogów pod moimi rozdziałami , albo nawet i pod tym postem ? :D Byłabym Wam bardzo wdzięczna! ;* Byleby do WAKACJI !<3
I zapraszam na mojego ask'a , który właśnie założyłam :>
 
Buziaczki, Karinka <3


niedziela, 11 maja 2014

Rozdział 28

 
 
" Ten kto pierwszy wyciągnie rękę po kłótni - wcale nie jest stracony.
On po prostu nie chce stracić "
 
 
 
 
 
~*~
 
 
 
 
W domu nie było nikogo prócz Niej. Od kiedy pamięta miała dziwny lęk zostawania samej, gdy na niebie pojawiał się Księżyc. Za każdym razem sprawdzała, czy wszystkie okna i drzwi są dokładnie zamknięte. Tak było i tym razem. Do frontowych drzwi podchodziła z trzy razy, by upewnić się, że na 100% je zakluczyła. Nie miała pojęcia, gdzie jest Łukasz. Mogła się tylko domyślać, ale w sumie przecież ją to wcale nie obchodziło. Gdy wróciła po treningu do domu, zastała tylko małą, żółtą karteczką zaadresowaną do niej od państwa Piszczków, w której poinformowali Karinę, o tym, iż wrócą późną nocą - lub wczesnym rankiem, dopowiedziała sobie wtedy brunetka.
Już wykąpana i przeprana w piżamę 16-latka wzięła pod jedną pachę laptopa, a pod drugą poduszę oraz koc, a w rękę telefon i gasząc wszystkie światła na piętrze, zeszła do salonu. Odłożyła wszystkie rzeczy, które ze sobą przytaszczyła i poszła do kuchni, aby znaleźć jakichś smakołyków , których zawsze brakowało w tym domu przez głodomora Piszczka. Zrezygnowana dziewczyna zrobiła sobie gorącej czekolady, wzięła znalezione ostatnie pudełko lodów i poszła do salonu, w którym zamierzała spędzić końcówkę dzisiejszego dnia. Odpaliła telewizor i włączyła na byle jaki kanał tylko po to, by nie słyszeć mocno wiejącego wiatru tuż za oknem, który od czasu do czasu wydawał dziwne dla Polki odgłosy. Włączyła również laptopa i przejrzała facebook'a, po czym sprawdziła, czy Mario dostępny jest na skayp'ie. Niestety , kolejny raz tego wieczoru doznała rozczarowania. Zastanawiała się, gdzie podziewa się jej chłopak. Zawsze o tej porze był i czekał na Karinę... Jednak po chwili przypomniała sobie o dzisiejszym sms'ie od Grubaska, w którym napisał jej, że dziś ma bankiet i pogadają jutro. Westchnęła tylko i odłożyła laptopa na stolik i zabrała się za konsumowanie jej ulubionych lodów jagodowych. Mogłaby tonami jeść właśnie te lody. Sprawdziła godzinę i stwierdziła, że czas iść spać. W końcu jutro ma mecz, a trener powiedział, że możliwe jest to, że wpuści ją na boisko. Oczywiście rozumiała to, że nie będzie w podstawowym składzie. Ma za sobą jeden, ale porządny trening. Wiedziała, że na pewno postara się o miejsce w pierwszej szóstce.
Wyłączyła tv, pozbierała wszystkie śmieci i wyrzuciła je do kosza na śmieci. Wracając do salonu usłyszała dziwne dźwięki pochodzące z pierwszego piętra, które po chwili ucichły, a zamiast nich usłyszała otwierające się drzwi i głośne kroki ku schodom. Przerażona Karina w sekundzie znalazła się w kuchni. Po omacku odszukała wałka do ciasta i z mocno bijącym sercem po cichu ruszyła ciemnym korytarzem. Wstrzymała powietrze, gdy zobaczyła ciemną postać, która zbliżała się do niej. Nie czekając długo, przestraszona Karina z całej swojej siły uderzyła wałkiem , w jak jej się wydawało brzuch włamywacza, po czym zapaliła szybko światło.
- Co Ty tu robisz?! - krzyknęła zdziwiona i nadal przestraszona.
- Mieszkam? - zakpił zwinięty w pół Łukasz - Oszalałaś ?! - niemalże wykrzyczał.
- Myślałam, że jestem sama w domu, debilu - mówiła podniesionym głosem - Prawie tu zawału dostałam przez Ciebie! Nie mogłeś zapalić światła lub dać jakiś znak życia wcześniej?! - pytała z wyrzutem poprawiając w tym samym czasie swoje potargane włosy - Nie musiałabym wtedy interweniować wałkiem!
- Czyli to jest moja wina?! - wydarł się na nią - No jasne! Jak zwykle z resztą - powiedział, po czym chciał wstać, lecz powstrzymał go ostry ból brzucha - Pomóż mi przynajmniej wstać! - nakazał nastolatce, która niechętnie ale spełniła jego " prośbę " .
- Aż tak Cię boli - zapytała zdziwiona już nieco spokojniejszym tonem i doprowadziła Łukasza do kanapy.
- A dostałaś kiedyś takim wałkiem w brzuch - zapytał poirytowany jej pytaniem i usadowił swoje cztery litery na wygodnej kanapie.
- Ciesz się, że przynajmniej potrafię obronić się przed bandytami - powiedziała i lekko się zaśmiała - Zrobię Ci herbaty i idę spać - dodała i udała się do kuchni. Po krótkiej chwili przyniosła mu jego ulubioną herbatę malinową.
- Ile posłodziłaś - zapytał przed spróbowaniem. Na jego twarzy nadal malował się ból i przez chwilę zastanawiał się, co powiedzieć Klopp'owi na jutrzejszym treningu...
- Dwie i troszkę - odpowiedziała, po czym zaczęła szukać swojej komórki.
- Skąd wiesz ile słodzę - zapytał lekko zdziwiony piłkarz i upił łyka gorącej malinówki.
- Egh, mieszkamy razem. Nie jesteś niewidzialny , ani też niesłyszalny - wymieniła mu, po czym zrezygnowana zapytała - Widziałeś może mój telefon?
- Ten, który masz w kieszeni - wskazał palcem na jej spodnie i zaśmiał się gwałtownie, co od razu pożałował, gdyż poczuł mocne ukłucie w miejscu, w którym dostał drewnianym wałkiem.
- Dobrze Ci tak - powiedziała widząc grymas na jego twarzy - Po za tym, to, co ty tyle czasu robiłeś sam w swoim pokoju - zapytała zaciekawiona.
- A kto powiedział , że byłem sam - zapytał i uniósł zabawnie lewą brew w górę. Widząc niezrozumiałą minę brunetki , kontynuował - Uprawiałem seks z Amelią - wyszczerzył się Łukasz. 
- Tak długo - zapytała zdziwiona - Z resztą nie ważne. Nie obchodzi mnie to - prychnęła i wzięła laptopa w ręce.
- Ty i tak byłaś lepsza - zaśmiał się Łukasz, gdy dziewczyna zamierzała wyjść z salonu.
- Zamknij się , bo jeszcze raz użyję na Tobie tego walka! - powiedziała i posłała mu groźne spojrzenie, po czym odwróciła się, by udać się spać. Lecz tym razem na jej drodze stanęła zupełnie naga blondynka - Ja pierdole! - zaklęła po polsku i odwróciła się z impetem do Piszczka - Weź ją ubierz! To nie jest burdel, by chodziła po naszym domu , jakaś goła baba! - pokręciła jeszcze zniesmaczona głową, po czym wyminęła Amelię i udała się do swojego pokoju.  
 
 
 
 
~*~
 
 
 Obudziłem się rano z lekkim bólem głowy. Nie był on spowodowanym tym, że wczoraj piłem, bo przecież było to tylko parę drinków. Bolała mnie od tego, iż spałem na małej kanapie, z której co chwilę spadałem, ale nie miałem siły, by udać się do własnego pokoju.
Rozprostowałem kości, które nie ukrywam trochę bolały od licznych upadków. Gdy byłem w kuchni od razu znalazłem tabletkę przeciwbólową i szybko ją połknąłem. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał godzinę 10.47.
- O kurwa! - krzyknąłem sam do siebie, po czym pobiegłem do łazienki, by wziąć błyskawiczny i poranny prysznic. Z już ułożoną grzywką zszedłem na dół, gdzie założyłem resztę garderoby. Z lodówki wyciągnąłem zimną wodę, którą od razu wypiłem. Złapałem jeszcze klucze, portfel i telefon i wyszedłem z domu. Siedząc w aucie zadzwoniłem do trenera, by powiedzieć, że nie będzie mnie na dzisiejszym treningu. Myślałem , że będzie zdenerwowany, ale przyjął moją informację bardzo dobrze...
- Dziwne - pomyślałem, po czym odpaliłem mojego Range Rovera i obrałem kierunek - Hala Sportowa. Po 15 minutach znalazłem się u bram mojego celu. Sięgnąłem po okulary i full capa , które zawsze były na tylnym siedzeniu i założyłem moje dodatki. Nie chciałem, by ktoś mnie rozpoznał. Dziś nie jestem Marco Reus. Przyjechałem tu dla Kariny, aby kibicować jej, jak przyjaciel, którym chcę dla niej być. Bez żadnych problemów wszedłem do budynku, w którym już od jakichś 20 minut trwał mecz siatkówki. W pierwszym, gdy znalazłem się na wielkiej hali, zaparło mi dech w piersiach. Nie sądziłem, że tylu ludzi przychodzi tu, by oglądać takie mecze. Oczywiście nie mam nic do tego sportu, ale nigdy nie wyobrażałem sobie siebie robiącego coś innego, niż grającego w piłkę nożną przed 80 tyś. kibicami.
Zająłem miejsce, które było najbliżej ławki rezerwowych, gdzie siedziała Karina. Gdy spojrzała na mnie , szybko uśmiechnąłem się i pomachałem jej, ale ona tylko zrobiła zdziwioną minę i odwróciła od razu swój wzrok. Chyba mnie nie poznała...



____________________________________________________________

Następny = 15 komentarzy .



CZYTASZ = KOMENTUJESZ ! ! ! ;)



Miłego czytania .
Buziaczki, Karinka <3



sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 27


( Przeczytajcie notkę pod rozdziałem )
~*~
 
 
Od mojej rozmowy z Kariną minęło parę dni. Wciąż zastanawiam się, czy dobrze zrobiłem mówiąc jej prawdę o mnie i Mario. Teraz, gdy uświadomiła mi parę ważnych rzeczy, nie chciałbym, by myślała o nim źle, lub, aby popsułoby się miedzy nimi przeze mnie ZNÓW. Nie jestem zadowolony z tego, że są razem, ale skoro się kochają, to nie będę stawał im na przeszkodzie. Nie jestem taki, jak Mario. Chociaż wciąż mam do niego żal o Carolin, to Karina ma rację. Mario był dla mnie ważny i w głębi serca dalej jest, chociaż do tej pory nie chciałem tego przyznać. Nikt nie był w stanie go zastąpić. Nawet Mo, z którym się przyjaźniłem. On nie jest Goetze, nie znam go od dzieciństwa, nie jest tak stuknięty i nie potrafi poprawić mi swoją głupotą tak humoru, jak Mario.
 W takich chwilach, jak ta, siedząc samotnie w barze i popijając kolejnego drinka, żałuję, że odsunąłem się od wszystkich i nie pozwoliłem, by ktokolwiek oprócz Mortiz'a zbliżył się do mnie. Czasem spotykałem się z Robertem, ale tylko po to, by pograć w fifę i nic po za tym. Nie zwierzałem mu się, on mi z resztą też. Nie było między nami takiej potrzeby.
Dla zabicia czasu włóczyłem się czasem z Mo po klubach wyrywając panienki na jedną noc. Dotychczasowe życie bardzo mi odpowiadało, jednak było bardzo nieodpowiedzialne. Czy ja chcę zmienić się dla Kariny, czy dla samego siebie? - pytałem się w myślach. Jeżeli odpowiedzią na moje pytanie jest Karina, to dlaczego ta mała brunetka tak zmieniła moje życie? Być może ona jest tylko pretekstem, by zacząć wszystko od nowa. Może potrzebowałem motywacji i moja podświadomość uznała, że ona jest w stanie to zrobić.
Po dokończeniu mojego trunku, zapłaciłem i wyszedłem z baru. Przeszedłem kilka uliczek, gdy zauważyłem drobną posturę dziewczyny.
 
 
 
~*~
 
 

Za zgodą państwa Piszczków, młoda Polka od dziś oficjalnie gra w klubie siatkarskim. Właśnie wracała ze swojego pierwszego treningu, gdy zadzwonił do niej Marco. Przez ułamek sekundy zamierzała odrzucić połączenie, lecz ciekawość, po co Blondyn do niej dzwoni wzięła górę.
- Taak ? - powiedziała, gdy odebrała od Reus'a.
- Co robisz - zapytał ją Marco - Możemy się spotkać?
- Raczej nie - odpowiedziała szybko - Wracam właśnie z treningu i jestem zmęczona. Po za tym nie sądzę, by była to odpowiednia pora na spotkanie z Tobą - dodała i uśmiechnęła się sama do siebie.
- Czyżbyś się mnie bała? - zapytał i zaśmiał się jej do słuchawki, po czym się rozłączył.
- Chciałb.... Marco? Jesteś tam? - mówiła, lecz nie dostała żadnej odpowiedzi - Trudno - powiedziała i schowała komórkę. Szła dalej zmierzając do swojego domu , gdy usłyszała, że ktoś za nią biegnie. Z początku nie dziwiło ją to, jednak po chwili strach wziął górę i Karina mimowolnie przyśpieszyła kroku. Odwróciła się, by zobaczyć, gdzie ten ktoś jest i spokojnie mogła odetchnąć , gdyż nikogo z tyłu już nie było.
- Aaa ! - pisnęła, gdy odwróciła się z powrotem - Zabiję Cię , idioto ! - powiedziała, gdy zobaczyła śmiejącego się głośno samego Marco Reus'a - To nie jest śmieszne! Prawie tu na zawał padłam!
- Hahahaha - zwijał się ze śmiechu Blondyn - Eej! To bolało - powiedział, gdy dostał kopniaka w tyłek od młodej Piszczkówny, za który od razu się złapał.
- No i bardzo dobrze! - powiedziała - Myślałam, że to jakiś zboczeniec... i w sumie dużo się nie pomyliłam - zakpiła z niego.
- Ja? Zboczeńcem?
- No niee, ja - odpowiedziała z ironią w głosie.
- Ja tam nie wnikam - uniósł ręce w górę w geście obronnym.
- Głupi jesteś - przewróciła teatralnie oczami - A tak w ogóle, to co tutaj robisz?
- Emm... Byłem w barze - odpowiedział i przeczesał swoje włosy - Odprowadzić Cię - zapytał, gdy dziewczyna podeszła do niego i obwąchała jego usta, co rozśmieszyło Reus'a - Przecież nie siedziałem tam o suchym pysku - dodał uśmiechnięty.
- Z Tobą nigdy nic nie wiadomo - powiedziała i również się zaśmiała uświadamiając sobie, jak śmiesznie musiało to wyglądać.
- Więc, jak? Odprowadzę Cię - stwierdził Blondyn.
- Jak byś mógł... bo jednak trochę się teraz boję przez Ciebie, ciołku - powiedziała i dała mu mięśniaka w ramię.
- Przepraszam, ale to było silniejsze ode mnie - powiedział ze skruszoną miną. Karina przewróciła tylko oczami i ruszyła razem z Reus'em ciemnymi uliczkami.
W pewnym momencie Marco wziął od Kariny torbę treningową, gdy zauważył, że dziewczyna, co chwile ją poprawia, za co dostał wdzięczny uśmiech Kariny.
- Dlaczego piłeś - zapytała ciekawa - Jutro masz trening. Jurgen nie byłby zadowolony - stwierdziła i spojrzała na niego.
- Klopp nie musi wiedzieć - uśmiechnął się lekko - Dlaczego piłem? - powtórzył jej pytanie - A co innego mi pozostało? - zaśmiał się pod nosem.
- Masz jakieś problemy, Marco - zapytała trochę zaniepokojona.
- Niee... Nie słuchaj mnie - machnął ręką - Chyba za dużo wypiłem i gadam jakieś głupoty.
- Ty cały czas gadasz głupoty - prychnęła, po czym dodała trochę poważniej - Jeżeli chcesz pogadać, to ja chętnie Cię wysłucham.
- Czyli mam rozumieć, że mogę liczyć na przyjaźń z Tobą - zapytał z wyczuwalną nadzieją w głosie.
-Nie rozpędzaj się, Woody - powiedziała i parsknęła śmiechem.
- O nie! Tylko nie to - wyszczerzył swoje białe ząbki - Mario Ci, o tym powiedział?
- Noo - przyznała - Ale nie gniewaj się na niego.
- Jasne, spoko - powiedział i nagle poczuł się nieswojo przy Karinie. Cieszył się, że poprawił relacje między nimi, ale został jeszcze Mario...
- Bo... ja rozmawiałam z Mario, o tym, co wydarzyło się między Wami i wiem, że on tak samo, jak Ty tęskni za tym, co było kiedyś.
- Powiedział Ci to - zapytał zdziwiony tym, że brunetka jest taka bezpośrednia, ale bardziej tym, że Goetze nadal zależy na nim.
- Nie wprost, ale widziałam, z jakim zaangażowaniem opowiada o Tobie i Waszej przyjaźni - mówiła Karina - I chciałabym Wam jakoś pomóc.
- Dzięki , ale sam to załatwię - uśmiechnął się do niej blado.
- Co masz na myśli - zapytała Karina, lecz nie dostała od niego odpowiedzi. Szli w ciszy kierując się w stronę domu młodej brunetki.
 
 
 
~*~
 
 
 
 Czy każdy z nas ma osobę, której mógłby się zwierzać? Opowiadać o wszystkim, śmiać się z najdrobniejszej rzeczy, mieć w niej oparcie i wiedzieć, że zawsze może się na tą osobę liczyć? Ona takie osoby miała, lecz wszystko, to co miała zostawiła w Polsce. Zostawiła miłość i przyjaźń, które okazały się kłamstwem. Oszukiwali ją oboje. Nie zdawali sobie sprawy, że swoim potajemnym związkiem zniszczą wszystko to, co połączyło ich odkąd ta trójka znalazła się w Domu Dziecka.
Jak teraz wygląda ich życie bez ukrywania się, a przede wszystkim bez Kariny? Czy są teraz szczęśliwi? Jedno jest pewne - Ona tego nie wie. I chociaż ciągnie ją do tego, aby napisać do któregoś z nich to nie jest w stanie do końca się przełamać. Mimo, iż minęło pół roku od tego zdarzenia, to Brunetka nadal ubolewa nad stratą Weroniki i Tomka. Niby " czas leczy rany "... To nie prawda. Może łagodzi ból i  tęsknotę, ale nikt nigdy nie zapomni o przeszłości. Zwłaszcza Ona.
Tu, w Dortmundzie ma wszystko. Piękny dom, państwa Piszczków, przyjaciół i Mario, który zagościł w jej sercu. Jednak ona nie jest do końca szczęśliwa. Ciągłe kłótnie z Łukaszem również są tego powodem. Po adopcji, Karina nigdy nie pomyślała o Łukaszu, jako o mężczyźnie. Traktowała go, jak brata, lecz od jednej, głupiej imprezy wszystko zaczęło się zmieniać, coraz to bardziej komplikować. Nie wiedziała, że Łukasz może czuć do niej coś więcej, ani tego, że zwyczajnie jest zazdrosny i dlatego wynikają te wszystkie kłótnie między nimi. Karina z początku była zafascynowana piłkarzem. W końcu, jaka dziewczyna by nie była na jej miejscu? Jednak przeszło jej to. Jest zakochana w Mario Goetze, co najważniejsze - ze wzajemnością. Tylko, czy już wszystko między nimi będzie dobrze? Czy odległość, lub może ktoś inny nie zepsuje ich związku? Dlaczego Karina czuje niedosyt w swoim życiu? A może po prostu to nie jest jej miejsce?
 
 
 
~*~
 
 
 
- Boże! Jestem w ciąży! - lamentowała Sara, gdy wyszłyśmy w piątkowe popołudnie ze szkoły, kierując się w stronę centrum Dortmundu. Moja przyjaciółka ubzdurała sobie to, gdyż spóźnia jej się okres - 6 GODZIN.
- Nienormalna jesteś - powiedziałam i zaczęłam się z niej śmiać - Gdyby Ci się spóźniał  dwa tygodnie, to okeej. Ale 6 godzin? No przestań .
- Za dwa tygodnie, to ja już będę chodziła z brzuchem wielkości arbuza!
- Hahaha, pewnie dlatego miałaś dwóję z biologii na semestr - parsknęłam śmiechem - Nie jesteś w ciąży!
- Chyba ja wiem lepiej - mówiła ze skwaszoną miną Sara - Już czuję tego małego bejbiczka w sobie - pogłaskała się po brzuchu, po czym wzięła kolejnego gryza Snikersa.
- Jejuuu - zapiszczałam - Nie wytrzymam. Dzwonię do Mo! Niech Cię zabiera do psychiatry.
- Chyba na porodówkę. Kurwa wody mi odeszły ! - krzyknęła do mnie Sara, tak, że o mało nie zleciałam z krawężnika.
- Po prostu się zsikałaś - powiedziałam i zaczęłam się śmiać, a Blondynka razem ze mną. Czasami sama nie wiedziałam, czy robi sobie bekę z tego, czy bierze to na poważnie. Miałam szczerą nadzieję, że to pierwsze.
- Idziemy na SIP - zapytała moja przyjaciółka - Chłopaki mają teraz trening.
- W sumie możemy iść, ale daj mi tego batona, bo mój poziom cukru spada - powiedziałam i zabrałam jej słodycz, za co posłała mi złowrogą minę.
Doszłyśmy na najbliższy przystanek i wsiadłyśmy do pierwszego, lepszego autobusu kierującego się w stronę stadionu. Wysiadłyśmy z niego po 10 minutach i skierowałyśmy się do Świątyni Pszczółek. Niebyło problemu z wejściem, gdyż przemiły strażnik rozpoznał nas i z szerokim uśmiechem wpuścił do środka.
- Jak układa się Wam z Mario - zapytała mnie Sara, gdy szłyśmy ciemnym tunelem prowadzącym na murawę. Szczerze nie pamiętałam, kiedy byłam tu po raz ostatni. I gdyby nie Sara, pewnie zgubiłabym się już gdzieś przy samym wejściu.
- A wiesz, że dobrze? Myślałam, że będzie gorzej - przyznałam - Ale jest okeej. Codziennie ze sobą rozmawiamy i Mario ma przyjechać za dwa tygodnie - uśmiechnęłam się na samą myśl o spotkaniu się z moim ukochanym - Przyjedzie tylko w sumie na dwa dni, ale i tak cieszę się, jak małe dziecko.
- Aww, jakie to słodkie - rozczuliła się Sara - Z jednej strony to dobrze, że on mieszka tam , a Ty tu - powiedziała, a ja spojrzałam na nią pytająco - Chodzi mi o to, że, jak widzicie się co ileś tam tygodni, to bardziej za sobą tęsknicie i są większe efekty w łóżku - zachichotała i poruszyła śmiesznie brwiami.
- Taak , a za ścianą pani Halinka z panem Kaziem! Ughh, już sobie to wyobrażam - pokręciłam zniesmaczona głową - A co do tych efektów, to Ty z Mo i bez tej tęsknoty ostro wyczyniacie.
- Cicho, moje dziecko nie może słyszeć takich rzeczy - powiedziała Sara i pomasowała się kolejny raz po płaskim brzuchu.
- Jakie dziecko, kochanie - zapytał przerażony Mo, który pojawił się nie wiadomo skąd.
 
 
 
~*~
 
 
 
 
- Reus, Ty debilu ! - krzyknęłam, gdy z impetem wpadł na mnie Marco i razem wylądowaliśmy na trawie.
- Miłe powitanie - zaśmiał się leżący na mnie Blondyn.
- Złaź ze mnie - powiedziałam , po czym zepchałam go z siebie. Czekając, aż wstanie i mnie podniesie, spojrzałam na niego - No rusz się! Myślisz , że sama wstanę?
- Szczerze? Tak właśnie myślałem - odpowiedział i zaśmiał się, po czym wstał i sam mnie podniósł - Jeszcze jakieś życzenia, księżniczko?
- Dla Ciebie Królowo - wytknęłam do niego język. Można powiedzieć, że nawet polubiłam Marco. Jest inny niż myślałam. Jasne, że nie zapomnę jego intrygi, ale nie można żyć przeszłością. Może tak to wszystko miało być? Może to dzięki niemu zrozumieliśmy z Mario, jak ważni dla siebie jesteśmy pomimo tego, jak krótko się znamy?
- Idziemy coś zjeść - zapytał mnie Marco, gdy wyszedł razem z innymi piłkarzami z szatni.
- Sorry, ale nie mogę - powiedziałam i skrzywiłam się - Jutro mam mecz i muszę się wyspać. Może innym razem - dodałam i posłałam mu uśmiech.
- Jaki mecz - zapytał Reus - Aaa, już wiem. A o której?
- O 11.00 - odpowiedziałam - Lecę, bo pojadą beze mnie - zaśmiałam się - Narka - rzuciłam tylko i podbiegłam do samochodu Mo, po czym wsiadłam do niego.
 
 
 
 
 
____________________________________________________________
 
 
Siema ! ;*
Właśnie skończyłam skrobać , takie o to coś ;) Nie wiem, czy zauważycie, że rozdział jest trochę inny niż wszystkie inne. I chciałabym wiedzieć, czy wolicie taki rozdział, jak ten , czy może poprzednie?
Może nie zadowala długością, ale nie wymyślę do tego rozdziału nic więcej. Mam pomysł na następny, ale nie wiem, jak mi to wyjdzie ;) Na szczęście tylko trzy dni szkoły, a potem tydzień wolnego, bo majówki i matury, więc myślę, że dam radę dodać 28 rozdział w tym czasie. ;)
Co do ostatniej notki pod 26 rozdziałem, to przemyślałam sobie wszystko. I doszłam tylko do tego, że jeżeli skończę to opowiadanie, to nie założę kolejnego bloga. Może po pewnym czasie, ale na pewno nie od razu. Nie chcę się męczyć, tak , jak teraz... Uwielbiam pisać, ale potrzebuję na to czasu.
Chciałabym podziękować wszystkim tym, którzy komentują i są ze mną cały czas ;) Jesteście kochane i na prawdę bardzo Wam dziękuję ;)
Ale, no właśnie ALE  jest 35 obserwatorów, a komentujących może z 10 + anonimki ;) Im też jestem bardzo wdzięczna , ale czasem mam wrażenie, że np. 3 komentarze pisze jedna osoba;/ Może niesłuszne mam wrażenie, no ale jednak...
Nie chcę nikogo zmuszać do komentowania, bo to nie o to chodzi... Jednak było by miło , gdyby niektórzy obserwatorzy coś skomentowali. ;)
No cóż, mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba ;)
Miłego czytania ! :>
 
 
+ Zapraszam do zajrzenia na blogi o 1D
- more-than-famous.blogspot.com/
- dangerous-styles-and-horan.blogspot.com/
 
+ I blogi Juliana Kot ;*
- 2szansa.blogspot.com/
 



CZYTASZ = KOMENTUJESZ ! ! !


Buziaczki, Karinka <3







środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział 26


~*~
 
 
 
 
Karina zamknęła drzwi za sobą i udała się do kuchni. Nie zwróciła większej uwagi na przyglądającego się jej Łukasza. Odgrzała obiad, który zapewne pani Halina zrobiła i już miała udać się do salonu, gdy usłyszała oschły głos Łukasza.
- Mario dopiero wyjechał, a Ty już zabawiasz się z innym - zapytał, jakby obojętnie ale z nutką kpiny. Karina nie miała zamiaru znów się z nim kłócić , ale też nie zamierzała puścić tę uwagę koło uszu.
- Taaak, bo Ty wszystko wiesz najlepiej - odpowiedziała cynicznie i wyszła z kuchni udając się na kanapę. Włączyła TV i wyszukała , na którymś kanale serial " Zbuntowani ". W dzieciństwie zawsze go oglądała. Nie lubiła wracać do przeszłości, która nie była najciekawsza. Jednak, niektóre momenty wywoływały uśmiech na jej twarzy. Po chwili oglądania i konsumowania pysznego obiadu , do salonu wszedł Łukasz, który, tak jak wcześniej zaczął jej się uważnie przyglądać. Wiedział, że musi z nią porozmawiać i ją przeprosić, a tym krótkim, lecz chamskim tekstem w kuchni, nie zaczął najlepiej.
- Już samym patrzeniem mnie denerwujesz - zwróciła się do niego, Karina - Jeżeli chcesz mi powiedzieć, jaką to ja nie jestem suką, to daruj sobie, Wiem , o tym doskonale... Sam mi to przecież uświadomiłeś, więc nie musisz się powtarzać - mówiła wyniośle, opanowując choć trochę swoje negatywne emocje w stosunku do Łukasza.
- Przestań, nie jesteś żadną suką ! - uniósł się piłkarz i zmniejszył odległość między nimi.
- Ach! Zapomniałam, że kobieta zmienną jest - zakpiła, po czym dodała - Nie mam ochoty się z Tobą kłócić , Łukasz. Nie wchodźmy sobie w drogę, tak będzie najlepiej - spojrzała na krótką chwilę na młodego Piszczka. Nie chciała ciągnąć tej " rozmowy ". Wiedziała, że do niczego dobrego by to nie doprowadziło, a jeszcze bardziej by pogorszyło, co w sumie sama nie wiedziała, czy się tak da.
- Ja też nie chcę się kłócić - przyznał zgodnie z prawdą. To, co wydarzyło się między nimi w jego łóżku wiele dla niego znaczyło, mimo iż był pijany wiedział, co robi, i co najważniejsze z kim " to " robi. W głębi duszy miał szczerą nadzieję, że jego młodsza siostra choć trochę nie żałuje tamtych chwil. Nie powinien tak myśleć, ale uczucie, jakim ją darzył było silniejsze, nie potrafił go kontrolować i być może to doprowadziło do takiej, a nie innej relacji, która teraz jest między Łukaszem, a Kariną.
- Więc czego chcesz - zapytała niewzruszona, nie chciała dać po sobie poznać, że to co mówi Łukasz robi na niej jakiekolwiek wrażenie.
- Rozmawiałem z Mario i wiem, że jesteście razem - w tym miejscu urwał na chwilę i spuścił zrezygnowany głowę, po której lekko się podrapał - Dlatego wkurzyłem się, gdy zobaczyłem Cię przed domem w objęciach Marco.
- Po cholerę wtrącasz się do mojego życia - zapytała i spojrzała na niego - Zajmij się swoją Amelią , a nie mną.
- Jesteś moja siostrą i...
- Którą nazwałeś dziwką - powiedziała podniesionym tonem dalej wpatrując się w jego twarz, w której było widać skruchę.
- Przesadziłem, wiem o tym. Ale daj mi to wytłumaczyć - również podniósł głos - Nigdy nie chciałem, tak o Tobie powiedzieć.
- Ale powiedziałeś! - krzyknęła na niego i wstała z kanapy - Nie chcę słuchać Twoich bezsensownych tłumaczeń!
- Ty nic nie rozumiesz. Pozwól mi to wyjaśnić, tylko o to Cię proszę - powiedział równie głośno, jak ona. Nie widząc żadnej reakcji u Kariny, podszedł do niej i mocno wpił się w jej usta. Nie miał pojęcia, dlaczego to zrobił. Buzowały w nim emocje, które nim pokierowały.
Karina nie odwzajemniła jego pocałunku, a gwałtownie odepchnęła od siebie. Jej ręka mimowolnie uderzyła Łukasza w prawy policzek.
- Jaaa... Przepraszam - powiedział Łukasz, który sam był zdziwiony swoimi poczynaniami.
- I Ty nazywasz się przyjacielem Mario - zapytała wściekła, po czym nie czekając na jego odpowiedź pobiegła do swojego pokoju. Zamknęła je z głośnym trzaskiem i rzuciła się na łóżko. Nie rozumiała Łukasza. Najpierw ją wyzwał, teraz pocałował... Nie wiedziała, a nawet nie chciała myśleć, co nim kierowało. Przecież miał swoją piękną Blondynę, i to ją powinien całować , a nie Karinę. Nie była zazdrosna, co to, to nie. Zachowanie Łukasza , co do jej osoby było dla niej niezrozumiałe.
 
 
~*~
 
 
 
Po włączeniu laptopa, przejrzała różne portale i na końcu zalogowała się na swojego facebooka. Kilka nowych zdjęć i postów dodanych przez jej znajomych, oraz dwie wiadomości. Była ciekawa od kogo, więc szybko przejrzała aktualności na stronie i weszła w wiadomości. Pierwsza była od Tomka - jej byłego chłopaka, a druga od jakiej dziewczyny, której nie znała. Na początek odczytała wiadomość od Tomka.
 


Od razu po odczytaniu, usunęła całą konwersację z nim. Z początku zrobiło jej się ciepło na sercu, lecz po chwili przypomniała sobie widok całujących się Tomka i Weroniki. Nie miała zamiaru odpisywać mi na to. Za mocno ja zranił. W głębi serca nie chciała, by tak wyglądały ich relacje. Weronika i Tomek byli w jej sercu odkąd pamięta. Ci, którzy nie wiedzą, co wydarzyło się między nimi, mogliby pomyśleć, że Karina po prostu zapomniała o dawnym życiu i przyjaciołach. Ale w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Młoda Piszczkówna często przeglądała zdjęcia, które przypominały jej o wszystkich chwilach spędzonych z tą dwójką. Twierdziła, że kiedyś się do nich odezwie, ale nie teraz. Dla niej było to za wcześnie, nie potrafiłaby " normalnie " rozmawiać z nimi.
Po chwili bezczynnego siedzenia i tępo gapienia się w ekran laptopa, włączyła drugą wiadomość.
 
" Cześć! Chodzimy razem na w-f. Pewnie mnie nie kojarzysz, ale mam dla Ciebie pewną propozycję :) Widziałam, jak grasz w siatkówkę i widać po Tobie, że to uwielbiasz! Dlatego chciałabym się Ciebie zapytać, czy chciałabyś dołączyć do naszego klubu siatkarskiego? Treningi są raz w tygodniu, jak na razie, a mecze co dwa tygodnie ;) Jeśli jesteś zainteresowana, to zostawiam swój numer telefonu :) 9************ Mam nadzieję, że się odezwiesz :)! "
 
O matko!, pomyślała po odczytaniu wiadomości, po czym na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Nie mogła uwierzyć, że ma możliwość grania w dortmundzkim klubie. Tylko, czy Piszczkowie zgodzą się na to - zastanawiała się. Gdy tylko usłyszała zamykające się drzwi frontowe, od razu zbiegła na dół, gdzie znalazła panią Halinkę i pana Kazimierza.
- Jak było w szkole - zapytała pani Halina - Coś się stało? - dodała, gdy zobaczyła mocno ucieszoną Karinę.
- Tak, jak zwykle - odpowiedziała swoją stałą formułkę na to pytanie - Stało się! - krzyknęła wesoło - Taka jedna dziewczyna napisała do mnie, czy chciałabym grać w jej klubie siatkarskim. Rozumiecie? Będę mogła spełniać swoje marzenia!
- Dobrze, dobrze - zaśmiali się oboje, widząc, jaką radość sprawiła jej ta wiadomość - Ale najpierw musimy dowiedzieć się , co to za klub i, czy nie będzie Ci to przeszkadzało w nauce - powiedziała pani Halinka.
- Jutro zadzwonię do tej dziewczyny lub znajdę ją w szkole i dowiem się wszystkiego - powiedziała Karina, po czym przytuliła Piszczków i razem z nimi weszła do kuchni. Wyciągnęła z lodówki największy jogurt , jaki znalazła oraz trzy wafle ryżowe.
- Zamiast nutellii, jogurt - zapytał i zaśmiał się pan Kaziu, który dobrze wiedział , jak dziewczyna uwielbia czekoladę i inne słodkości.
- Trzeba zacząć dbać o figurę - Karina posłała mu szeroki uśmiech - Będę u siebie - dodała i zniknęła zza futryny. Weszła do swojego pokoju i od razu zauważyła, że ktoś dzwoni do niej na skayp'ie. Tym " kimś " był przystojny brunet, który zawrócił dziewczynie w głowie.
- Siemka, słoneczko - odezwał się, jako pierwszy i pokazał ząbki w pełnej okazałości.
- Hej - odpowiedziała - Jak podróż - zapytała ciekawa i w tym samym czasie otworzyła morelowy jogurt.
- Trochę męcząca - przyznał - Całą drogę , jakieś dziecko płakało, a ja nawet nie miałem słuchawek, by trochę zagłuszyć ten ryk - skrzywił się na samą myśl o locie.
- Och, biedny Pączuszek - zaśmiała się Karina - Jak Twoje dziecko będzie płakało, to będziesz włączał sobie muzykę, by go nie słyszeć - zapytała rozbawiona 16-latka.
- Odpowiedziałbym, że tak... Ale skoro Ty będziesz mamusią moich dzieci , to odpowiem Ci , że nie - powiedział i w dziwaczny, ale też śmieszny sposób ułożył swoje usta.
- Dzieci? To ile Ty ich planujesz - zapytała zaciekawiona Karina - Dwa?
- No coś Ty ! To za mało ! - zbulwersował się - Ja to bym chciał tak całą drużynę piłkarską! - dodał i uśmiechnął się zachwycony swoim pomysłem.
- I myślisz, że ja się na to zgodzę ?
- Yhym, tak właśnie myślę - odpowiedział.
- Okeeej - powiedziała - Wrócimy do tego tematu za parę lat.
- Ależ dlaczego kochanie - udał smutnego - Pierwszego synka nazwiemy Alfred, a córeczkę Zeofilię, a później to już się wymyśli, co nie - zapytał bardzo przejęty tą sprawą.
- Jezu kochany ! Jak Ty chcesz nazwać moje dzieci?! - zapytała zaskoczona - Mato Święta , ja chyba zwariuję!
- Ale , że brzydko - zapytał urażony.
- Nie, no pięknie - powiedziała ironicznie.
- To nie rozumiem, o co Ci chodzi - przyznał i podrapał się po swojej czuprynie.
- Ugh, nie ważne - posłała mu słodki uśmiech - Muszę Ci, o czymś opowiedzieć!
- Słucham Cię - powiedział brunet. Karina opowiedziała mu o dzisiejszym dniu, pomijając rozmowę z Łukaszem. Nie chciała , by Mario wiedział o tym incydencie, gdyż dla niej nie miało to, jakiegokolwiek znaczenia i nie chciała się kłócić z Goetze, ani by był na nią zły. Powiedziała także, o możliwości grania w klubie. Ucieszył się, tak samo, jak ona. Bardzo chciał, by Karina była szczęśliwa i teraz, gdy jest w końcu z nią postara się by było tak zawsze.
Po dwóch godzinach rozmawiania, oboje poczuli się senni, więc pożegnali się czułymi słówkami i w tym samym czasie wyłączyli swoje laptopy. Karina odrobiła swoje lekcje, po czym poszła się wykąpać. Gdy z powrotem była w swoim pokoju, sprzątnęła z łóżka laptopa, jogurt i wafle, które nie zjadła, po czym zgasiła światło i ułożyła się w wygodnym łóżku. Po chwili leżenia dostała sms'a.
" Kocham Cię , ślicznotko <3
Twój Pączuszek :* "
 
covocal:

adamonly:

makesdirtywordssoundpretty:

populations:

tyleroakley:

latenighthush:

GIRLS ACTUALLY DO THIS
WHEN WE GET REALLY HAPPY LIKE THAT
WE SMILE 
AND CANT STAY STILL
AND GET A LIL BIT EMBARRASSED ABT IT

BOYS DO IT TOO
I CAN CONFIRM

ya i do this

Every time Justynn tells me.

I just did this 20 minutes ago

it’s literally the best feeling doing this like i dont even know like holy shit

I want do this :(
 
 
 
 
______________________________________________________________
 
 
 
Siemankoo !
Łapcie 26 rozdział :) Jak dla mnie to nie zachwyca ;/ Ale zostawię to dla Waszej opinii. :)
Szczerze, to zdałam sobie sprawę, że moje opowiadanie miało zupełnie inaczej wyglądać. Sama się zastanawiam, dlaczego tak to wszystko wymyśliłam i zmieniałam jeden najważniejszy szczegół. Jestem jakaś nienormalna, no ale nie ważne...
Dlatego skończę tą historię i może założę innego bloga ;) Chyba, że mam dalej to ciągnąć , ale nie jestem pewna , czy spodoba Wam się mój pomysł i zamieszanie, jakie miałabym wprowadzić pisząc dalej to opowiadanie;> Więc bardzo chciałabym znać Waszą opinię ;)
 
 
Następny rozdział = 15 komentarzy !
CZYTASZ=KOMENTUJESZ!
 
Buziaczki i miłego czytania ! ;* <3