Tyle Was Tu !

wtorek, 27 sierpnia 2013

Ważne !

Przepraszam Was kochane, ale w najbliższym czasie nie pojawi się kolejny rozdział. Wiem, że miał być, gdy będzie 15 komentarzy. Ale mam problemy i nie mam siły by cokolwiek tu napisać ;x
Jeszcze raz, bardzo Was przepraszam ;C

Pozdrawiam ;*

wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział 11

- Ja muszę tam wracać! - wykrzyczałam cała zapłakana. 
- Rozumiemy, że to Twoja babcia ale jutro jest Twój pierwszy dzień w nowej szkole. Nie powinnaś go opuszczać. - powiedział spokojnie pan Piszczek. 
Oni są chyba jacyś śmieszni. Najważniejsza osoba w moim życiu leży w szpitalu, a mnie ma przy niej nie być?! I tak pojadę. Z nimi, lub sama.
- Ma pan racje, pójdę już do siebie - skinął tylko głową, a ja udałam się do swojego pokoju. I co ja mam teraz zrobić? Nie mam tyle kasy, by polecieć samolotem... Łukasza nie mogę o to poprosić. Zaraz poleci do swoich rodziców i wszystko na pewno powie. 
Otarłam łzy z policzków i usiadłam przy biurku. Wyjęłam z szuflady portfel i przeliczyłam swoje oszczędności. W sumie tylko 300 zł, ale co mi po tym skoro jestem w Niemczech? 
- A co jeżeli nie zdążę na czas do niej przyjechać i ona umrze? - zamartwiałam się. Nie, nie mogę tak myśleć. Muszę tam pojechać, dla niej. 
Myślałam i myślałam, aż w końcu wymyśliłam. Zadzw...
- Chodź na kolację - wystawił głowę za drzwi Łukasz. Jak zwykle bez pukania. Rozumiem, że to jego dom, ale mógłby trochę uszanować moją prywatność.
- Tak mi się wydaję, że powinno się pukać za nim się wejdzie do czyjegoś pokoju - powiedziałam lekko wkurzona. Posłał mi tylko ten jego cwaniacki uśmieszek. Zeszłam z nim do jadalni i zajęłam wolne krzesło. 
- Jak się czujesz - zapytał pan Kaziu. Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo mówił dalej - Obiecuję Ci, że w piątek po szkole od razu pojedziemy do Polski. 
- W piątek może już być za późno - odburknęłam - Sam pan powiedział, że zostało jej parę dni życia. - zaszkliły mi się oczy. Zaczęłam jeść, by się przy nich nie rozpłakać. 
- Niestety pracujemy, a Ty masz jutro szkołę. Nie możesz opuszczać szkoły już na samym początku. - wtrąciła się do rozmowy pani Halina. 
- Dobrze. Niech wam będzie, pojedziemy w piątek od razu po szkole. - odpowiedziałam łagodnie. 


***

Od razu po skończonym posiłku, wróciłam do pokoju. Poszłam się wykąpać i po 30 minutach wypoczynku w wannie od razu zadzwoniłam do Mario. 
- Cześć, Mario. Nie przeszkadzam - zapytałam niepewnie. Słyszałam ciche sapanie. Może w czymś mu przeszkodziłam?
- Skądże. Właśnie biegam w parku. Coś się stało? Masz dziwny głos - powiedział. 
- Możemy się spotkać - spytałam.
- Teraz? A rodzice wypuszczą Cię o tej porze?
- Nie muszą wiedzieć. To jak, masz czas - zapytałam zniecierpliwiona.
- Jasne, to za 10 minut będę pod Twoim domem - powiedział i rozłączył się.
Szybko się ubrałam i związałam włosy w niedbałego koka. Wsadziłam telefon i portfel do torebki. Otworzyłam po cichu drzwi balkonowe z nadzieją, że Łukasza w pokoju nie ma i nie usłyszy, gdy będę skakała z balkonu. Wyszłam po cichu i zamknęłam drzwi. Zerknęłam na okno pokojowe Łukasza, na szczęście nic się nie świeciło. 
- Na pewno bierze kąpiel - pomyślałam. Podeszłam do barierki i spojrzałam w dół. Dobrze, że nie jest aż tak wysoko. Skakało się " za łepka " z drzew, czy różnych takich. Przeżegnałam się i zeskoczyłam z balkonu. Od razu poczułam ból w lewej kostce, ale nie za bardzo mnie to obchodziło. Najważniejsze w tym momencie było to, aby, jak najszybciej zobaczyć babcię Irenkę. 
Podniosłam się z lekkim trudem. Najwyżej stłuczona, myślałam. Wyszłam za bramkę i odeszłam kawałek, aby nie było mnie widać z okien domu. Dłuższą chwilę czekałam na Mario. W końcu przybiegł? No tak, przecież mówił, że biega. 
- Już się za mną stęskniłaś maleńka - zapytał i uśmiechnął się szeroko. Co za głupek, myślałam.
- Mam sprawę - zignorowałam jego idiotyczne pytanie - Zawiózłbyś mnie dzisiaj, dokładnie to teraz do Polski - zapytałam i zrobiłam maślane oczka.
- Że co - zrobił pytającą minkę - Nie zostawiaj mnie tutaj - nagle objął mnie swoimi silnymi ramionami. 
- Ale Ty głupi jesteś - wygramoliłam się z jego uścisku - Moja babcia jest w szpitalu i muszę do niej jechać. A moi hm... " rodzice " nie chcą mnie zawieźć. Bo jutro szkoła i takie tam. To jak? Zawieziesz mnie? Proszę, proszę, proszę - spojrzałam na niego błagalną miną. 
- Mogłem się z Tobą nie umawiać - pokręcił głową - Jutro będę miał przez Ciebie przypał - rozpromieniłam się po tym co powiedział - Chodź. 
- Dziękuję, jakoś Ci się odwdzięczę. - przytuliłam go ze szczęścia. 
- Mogą być przytulaski tak, co 2 minuty - uśmiechnął się. 
Ruszyliśmy w stronę jego domu. Trochę kuśtykałam, co zauważył i przystanął.
- To w skutek tego, że nie wiadomo dla mnie, jak wymknęłaś się z domu - wskazał na moją kostkę. 
- Oj tam. Musiałam przecież jakoś wyjść - machnęłam ręką i szłam dalej. 
- Poczekaj, wezmę Cię na barana. Nie będziesz się męczyła - stanął przede mną tyłem. Nie zastanawiając się długo wskoczyłam mu na plecy i objęłam go wokół szyi. 
Szybko dotarliśmy do jego domu. Mario wziął prysznic i po 20 minutach byliśmy już w drodze do Polski. 
Czułam, jak kostka zaczyna mi puchnieć. Ale nie chciałam mówić o tym Goetz'emu. Zatrzymał by się jeszcze pod jakimś szpitalem, a ja nie mam czasu na takie pierdoły. Muszę, jak najszybciej dotrzeć do babci. Wiedziałam, że zapewne zaraz zasnę, więc podałam adres Mario i udałam się do krainy Morfeusza. 

***

- Wstawaj - potrząsał mną " pulpet " - Jesteś głodna, albo chcesz do toalety - zapytał, gdy już się wybudziłam. 
- Gdzie jesteśmy - zapytałam zaspana. 
- Jeszcze parę godzin i będziemy na miejscu - uśmiechnął się. 
- To dobrze - odpięłam pasy i wyszłam z auta. Co od razu pożałowałam, ponieważ nie mogłam stanąć na lewej nodze i mój tyłek przywitał ziemię. Mario podleciał szybko, podniósł mnie i posadził z powrotem na siedzeniu pasażera. Obejrzał moją kostkę i sądząc po jego minie, nie był zadowolony. 
- Dlaczego nie powiedziałaś, że spuchła - zapytał z wyrzutem.
- Bo nie było czasu - odpowiedziałam. 
- Niepoważna jesteś. Gdy tylko zajedziemy do szpitala, lekarz musi Co ją opatrzyć. Zrozumiano?
- Jak słońce - strzeliłam facepalm'a. Pokręcił tylko głową i po chwili już go nie było. Wrócił z jedzeniem i wsiadł do auta. 
- Wziąłem Ci dużą pizze, bo Łukasz mówił, że dużo jesz - zaśmiał się - A i colę - podał mi wszystko. - Tylko nie mów, że chce Ci się siku. Nie chce mi się tam więcej wchodzić. Tam śmierdzi - ostatnio zdanie wypowiedział głosem małego chłopczyka na co ja się zaczęłam śmiać. 
- No co Ty, siku - zapytałam - Ja chcę kupę! - prawie wykrzyczałam. Mario spojrzał na mnie poważnym wzrokiem. 
- To dziewczyny też robią kupę - zapytał zdziwiony. 
- Ty tak na serio, czy żartujesz - spojrzałam na niego zmieszana. 
- Zawszę mówię serio - po tych słowach znów zaczęłam się śmiać. 
- Nie no co Ty... Dziewczyny tylko sikają, w wolnej chwili wymiotują, by mieć pusty żołądek. Bo przecież tylko mężczyźni robią kupę - poklepałam go po ramieniu. 
- Kiedyś mama, to samo mi powiedziała. A potem cały czas się ze mnie śmiała. I do tej pory nie wiem, o co jej chodziło skoro to prawda - westchnął i zaczął jeść swoją pizzę. Niezłe miał dzieciństwo, myślałam. Nie będę go wyprowadzała z takiego myślenia. Może lepiej dla niego.
Zaśmiałam się tylko pod nosem i zajęłam się swoją pizzą. Mario, co chwilę gadał jakieś głupoty. To chyba przez te trzy kawy, które wypił. W końcu ruszyliśmy w drogę. Mario włączył radio i zaczął śpiewać piosenki po niemiecku. Chciałam znów iść spać ale, gdy tylko zamknęłam oczy Mario na złość dał głośniej. Jeszcze chwila, a coś mu zrobię, myślałam. Już prawie zasypiałam, gdy Goetz'e wydarł się na całe gardło. 
- No Cię chyba popierdoliło - wyłączyłam radio wkurzona, a on zaczął się śmiać.
- To rozmawiaj ze mną, a nie tylko śpisz i śpisz - poczochrał mnie po głowie - Chyba nie chcesz, żebym usnął za kierownicą? Nie wiem, czy dobrze by się to skończyło - spojrzał na mnie wymownie. 
- No niech Ci będzie - przeciągnęłam się - Więc, o czym chcesz rozmawiać - spytałam. Zastanawiał się chwilę.
- Dlaczego płakałaś w kinie - zerknął na mnie - No wiesz, zawożę Cię do Polski do tego nie dajesz mi na paliwo, to chyba mogę wiedzieć - uśmiechnął się zadziornie. 
- Ej, będziesz miał za to przytulaski i moje towarzystwo, to Ci powinno wystarczyć - dałam mu kuksańca w ramię.
- Taa. Przytulaski, jakoś do tej pory mnie nie przytuliłaś - powiedział smutno. 
- Przytulę Cię, jak dojedziemy na miejsce - powiedziałam - No ale dobrze, powiem Ci. 
Opowiedziałam mu wszystko ze szczegółami. Co chwilę przerywał mi swoimi pytaniami i komentował "szczeniactwo " Tomka i Weroniki. Zauważyłam, że strasznie się przejął tym, co mu opowiedziałam. Może i jest dziecinny, ale kiedy trzeba, to jest z kim pogadać. W sumie to dobrze, że umie się bawić i w ogóle. Sama mam dopiero 16 lat i mam czas by stać się poważną, dlatego rozumiem Mario. 
Nim się spostrzegliśmy, byliśmy już na miejscu. Zmęczony Mario zaniósł mnie po schodach na pierwsze piętro, ponieważ akurat winda była zepsuta. 






___________________________________________________________

Macie i się cieszcie ;)  
Jestem pod wielkim wrażeniem, że pod 10 rozdziałem jest 17 komentarzy ! Jesteście wielcy ;* Nawet Anonimki się odezwały ;) Bardzo mnie to cieszy. Nawet nie wiecie, jak bardzo sprawia mi przyjemność czytanie waszych opinii. 
Aaa i przepraszam za wulgaryzmy i zapewne błędy, ponieważ nie chce mi się już sprawdzać dokładnie. ;)
Rozdział zostawiam Wam do oceny ^^ Następny, gdy będzie 15 komentarzy !

Pozdrawiam - Karinka <3

czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział 10

- Zboczeńcu, wstawaj! - darł się ktoś nade mną. 
- Zamknij się - powiedziałam na pół śpiąco - Idź stąd - nagle poczułam coś ciężkiego na sobie - Ja pierdole, zejdź ze mnie Ty prosiaku głupi - wkurzyłam się już. 
- Tylko nie prosiaku, wypraszam sobie - powiedział Piszczek i zszedł ze mnie. 
- Co Ty tu w ogóle robisz , która godzina - zapytałam i przetarłam zaspane oczy. 
- Jakoś po 12, a tak w ogóle, to Mario już przyszedł - uśmiechnął się szelmowsko. 
- Już ? ! Co on jakiś nienormalny jest - mówiłam już sama do siebie, bo Łukasz opuścił mój pokój. Wstałam  z łóżka i udałam się do łazienki. Po szybkim prysznicu wróciłam do pokoju i zaczęłam grzebać w szafie. Spojrzałam na pogodę za oknem. Znów szaro i ponuro, myślałam. Wyciągnęłam z szafy ciuchy i ubrałam się w nie. Ogarnęłam jeszcze twarz i włosy i byłam gotowa do wyjścia. 
Zeszłam na dół. W salonie czekał już na mnie Mario, uśmiechnął się na mój widok i podszedł do mnie. 
- Ślicznie wyglądasz - puścił do mnie oczko. 
- Ktoś z nas musi się przecież godnie reprezentować - zmierzyłam go od dołu do góry i zaśmiałam się. 
- Dziękuję - powiedział ucieszony. 
- Mówiłam o sobie pączuszku - zrobił się czerwony na buzi, a ja zaczęłam się śmiać. Zawiadomiłam moich " rodziców "o tym, że wychodzę z Mario i po chwili jechaliśmy jego czarnym BMW. Zaczęło mi burczeć w brzuchu, co nie uszło uwadze Mario. 
- Masz ochotę na naleśniki z nutellą lub dżemem - zapytał i zerknął na mnie. 
- Jeżeli sam je zrobisz, to oczywiście - rzuciłam i uśmiechnęłam się. Zajechaliśmy pod jakiś dom, zapewne Mario. Był bardzo duży i bardzo ładny. Nim się obejrzałam, Mario prowadził mnie do swojego domu. 
- Czuj się, jak u siebie - powiedział, gdy weszliśmy do środka. Ściągnęłam buty i poszłam za nim do kuchni. 
- Masz bardzo ładny dom - w odpowiedzi dostałam jego uśmiech. 
- Kakałka - zapytał.
- Poproszę - powiedziałam - Pierwsza randka, a ja już u Ciebie w domu. Mam nadzieję, że mnie nie zgwałcisz grubasku - zapytałam rozbawiona.
- Ej, wcale nie jestem gruby - odparł oburzony - To moje mięśnie - poruszył zabawnie brewkami. 
- Taa. Tak sobie wmawiaj - pokazałam mu język. Zrobił smutną minkę, a potem odwrócił się i zaczął wyciągać potrzebne produkty do zrobienia naleśników. 
- Pomogę Ci - stanęłam obok niego. Był tylko troszkę wyższy ode mnie, co bardzo mnie bawiło. Przy jego wzroście i tych, jak to powiedział " mięśni " , wygląda ja malutki pulpecik. 
Wzięłam mikser i zaczęłam zabawę z zawartością miski. I kilku minutach, masa była gotowa, więc Mario wyciągnął patelnię i zaczął smażyć. Wyciągnęłam z lodówki dżem i nutellę oraz bitą śmietanę i usiadłam przy stole. Po chwili Mario usiadł na przeciw mnie z naleśnikami.
- Robimy wyścig, kto więcej zje -  zapytałam, na co On się zgodził. 
Odpadłam po 7 naleśniku. 
- Już nie dam rady więcej wcisnąć - powiedziałam i pomasowałam się po wypchanym brzuszku. Mario też w końcu przestał jeść. 
- Ha, wygrałem - wyszczerzył się cały ubrudzony nutellą - Zjadłem 11. Cienias z Ciebie.
- Przynajmniej nie mam całej mordki wybrudzonej pajacu i nie nazywaj mnie cieniasem, cieniasie. A nie sory, miało być grubasie - rzuciłam w niego naleśnikiem i wystawiłam język. 
- Nikt nie będzie wyzywał super silnego Mario od grubasów, Ty niedobra kobieto - wziął bitą śmietanę i wycelował we mnie. Po chwili byłam cała w niej. 
- Przesadziłeś - krzyknęłam i zaczęłam się śmiać - Zabiję Cię. Gdzie masz łazienkę - zapytałam, gdy wstałam od stołu. 
- Złość piękności szkodzi maleńka - zaśmiał się - Chodź, pokażę Ci. Przy okazji też się umyję - wstał i zaprowadził mnie do łazienki. Umyłam swoją twarz i ustąpiłam miejsca przy umywalce Goetze'mu. Zaczął niesfornie myć buzię. 
- Poczekaj, pomogę Ci - wzięłam na rękę dużo mydła i troszkę wody i zaczęłam szorować mu całą twarz. 
- Ała! Nie do oka, teraz będę płakał - zaczął krzyczeć Mario. 
- Oj przestań, zachowujesz się, jak baba. - zaśmiałam się i zaczęłam spłukiwać mu mydło. Po wszystkim wzięłam ręcznik i wytarłam mu tą pięknie opaloną twarz. Otworzył oczy i popatrzył prosto w moje. 
- Teraz już możemy iść do kina - powiedziałam w końcu i wyszłam z łazienki. 
- Masz rację - odarł i po chwili zakładaliśmy już buty - A, jaki film chcesz obejrzeć - zapytał, gdy wsieliśmy do auta. 
- Zdaję się na Ciebie - zapięłam pasy bezpieczeństwa. 

***

Mario co chwilę na mnie zerkał. Fajny z niego chłopak, ale wciąż ciekawi mnie zachowanie tego całego Marco. Może Mario coś wie... Ale nie. Nie będę go o to pytała, jeszcze sobie coś pomyśli głupiego. Jeżeli jeszcze raz coś się takiego wydarzy, to zapytam Marco, o co mu chodzi, myślałam. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos mojego towarzysza. 
- Już jesteśmy piękna - zarumieniłam się lekko, nie przywykłam do tego typu komplementów. Ogólnie nie lubiłam, gdy ktoś mi je prawił. Weszliśmy do środka, Mario kupił bilety na " Trzy metry nad niebem ". 
- Lubisz takie filmy - spytałam zdziwiona.
- Lubię, a co w tym dziwnego - zmarszczył lekko czoło.
- Nic, a nic. Po prostu mnie to zdziwiło - uśmiechnęłam się speszona. Kupiliśmy popcorn i colę, po czym udaliśmy się do sali i zajęliśmy swoje miejsca. Podczas filmu Mario objął mnie ramieniem. Pierwszy raz od przyjazdu tutaj poczułam, że komuś na mnie zależy. Oczywiście oprócz pana Kazimierza. 
Nie mogłam się skupić na filmie. Cały czas moje myśli wędrowały do wspomnień z Tomkiem, nie zauważyłam nawet, kiedy poleciały mi łzy z oczu. Niestety Mario to zauważył, bo gdy wyszliśmy po filmie z sali od razu o to zapytał. Nie byłam jeszcze gotowa na to, aby zwierzyć się jemu. Nie chciałam by ktoś oprócz pana Piszczka, wiedział o Tomku i Weronice. 
- Wzruszył mnie film, końcówka była najgorsza - skłamałam - Żal mi tego Hugo - widziałam w jego oczach, że nie do końca mi uwierzył, ale nic nie powiedział. Objął mnie ramieniem i ruszyliśmy do auta. 
- Masz ochotę na spacer - zapytał, gdy mieliśmy już wsiąść do środka. 
- A wiesz, że mam - uśmiechnęłam się szeroko. Nie wiem dlaczego, ale nawet, gdy patrze na Mario, to na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Jest takim małym i śmiesznym pulpecikiem, a za razem jest taki męski i przystojny. Stop! Nie możesz tak myśleć, przestań. 
- Do jakiej szkoły idziesz - zapytał przerywając ciszę. 
- Do liceum sportowego - odparłam - Tam, gdzie Łukasz chodził.
- A, jaki sport uprawiasz, bo jakoś nie sądzę, że piłkę nożną - uśmiechnął się cwaniacko. 
- Heh, masz rację. Kocham siatkówkę - zrobiłam maślane oczka - W przyszłości chciałabym grać w reprezentacji mojego ojczystego kraju. Na upartego mogłabym się zgodzić na waszą reprezentację. - wyszczerzyłam ząbki. 
- Przyjdziesz jutro na nasz trening - zapytał Mario. 
- Nie, nie mogę. Jutro jest mój pierwszy dzień w nowej szkole - uśmiech nie schodził mi z twarzy - W sumie to powinnam pomóc pani Halinie, więc może odprowadzisz mnie do domu - spojrzałam na niego. 
- Jasne - reszta drogi minęła nam bardzo przyjemnie. Rozmawialiśmy na różne tematy, dużo dowiedziałam się na temat jego rodziny. Ja także opowiedziałam mu moje dzieciństwo i to co mnie spotkało. 
Na pożegnanie Mario mocno mnie przytulił i pocałował w policzek. Próg domu przekroczyłam z szerokim uśmiechem. 
Niestety pan Kazimierz nie miał dla mnie dobrych wiadomości.



________________________________________________________________

Hłehłehłe xD Lipa, nie wiem o czym pisać. Niby mam pomysł, ale nie potrafię przelać tego tutaj ; c Dlatego następny rozdział, gdy będzie 15 komentarzy. Długo Wam to pewnie zajmie, więc będę miała więcej czasu nad dopracowaniem rozdziału ;)
 Dziękuję za te 3 tyś. wejść i miłe komentarze pod ostatnim rozdziałem ;*
Co do waszych komentarzy, to bohaterka nazywa się Karina, a nie Kamila ;D

Pozdrawiam - Karinka <3

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział 9

- Tak w ogóle, to nazywam się Mario Goetze - zawołał chłopak. Uniosłam tylko kciuk w górę i posłałam mu uśmiech. 
- Młoda Piszczkówna - zwrócił się do mnie Jurgen - Miło mi Ciebie poznać, jestem Jurgen Klopp - wyciągnął do mnie rękę. 
- Mi również jest miło pana poznać - uścisnęłam jego słoń - Mam na imię Karina - uśmiechnęłam się przyjaźnie. 
- Chyba wpadłaś w oko naszemu nowemu nabytkowi - spojrzał na bruneta - I Reus'owi - wskazał na Marco. Zerknęłam na nich. Fakt, spoglądali co chwilę w naszą stronę.
- Nie sądzę - odparłam - Jestem dla nich zwykłą 16-latką i nic więcej. - uśmiechnęłam się. 
- Ja widzę to inaczej - poklepał mnie lekko po plecach. Nic więcej już nie powiedział, poszedł do chłopaków, aby zadać im kilka ćwiczeń, a potem mają wolne. 
Obserwowałam chwilę chłopców. Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk przychodzącego sms'a.
- Pewnie od Tomka - pomyślałam. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i odtworzyłam wiadomość o treści :

 " A czy to takie ważne od kiedy? .... ;/"
 Odpisałam :
" Gdyby nie było to dla mnie ważne, to raczej bym o to nie pytała, nie ? ;rr"  

Wysłałam wiadomość i w tej samej chwili podbiegł Łukasz. 
- Idę się przebrać do szatni - powiedział - Poczekaj na mnie przy aucie - poczochrał moje włosy i już po chwili go nie było. 
Wstałam z ławki i  ruszyłam w kierunku wyjścia z SIP. Wyszłam przed stadion i w tym momencie pożałowałam, że nie wzięłam żadnej kurtki. Strasznie lało. Chciałam wrócić do środka, ale, aby drzwi się otworzyły trzeba mieć specjalną kartę. 
Objęłam się rękoma i spuściłam głowę w dół czekając, aż któryś z piłkarzy wyjdzie. Na moje szczęście nie trwało to długo. w końcu usłyszałam otwierające się drzwi, więc odwróciłam się. 
- Czy Ty jesteś jakaś nie normalna - zapytał Mario - Będziesz chora. Zobaczysz - dodał. Pociągnął mnie za rękę i weszliśmy do środka. Zdjął z siebie kurtkę i nałożył ją na moje ramiona.
- Jak będę chora, to będzie Twoja wina - powiedziałam ironicznie. 
- Dlaczego moja - zapytał zdziwiony.
- Przecież kazałeś mi zaczekać na Ciebie po treningu, więc zaczekałam - pokazałam mu język. 
- Na prawdę czekałaś na mnie - zapytał najwyraźniej ucieszony. 
- Nie, na niby - zaśmiałam się - Czemu miałam na Ciebie zaczekać - zapytałam. 
- A tak dla jaj - wyszczerzył swoje wszystkie ząbki - Nie no, chciałem się zapytać, czy poszłabyś może ze mną jutro do kina - popatrzył mi w oczy.
- W sumie to czemu nie - stwierdziłam - Ale muszę zapytać państwa Piszczek, bo jeżeli nie wiem to mam 16 lat, a oni są moimi " nowymi" rodzicami - dodałam.
- Spoko - powiedział - Dam Ci swój numer, to dasz mi znać, czy możesz. 
- Okej - wyciągnęłam swój telefon z kieszeni i podałam mu go. On zrobił to samo ze swoją komórką. Wymienialiśmy się swoimi numerami, gdy usłyszałam zbliżające się głosy. Wcisnęłam przycisk " zapisz " i wtedy stanęli obok nas Łukasz i jego koledzy z drużyny. 
- O widzę, że nasz kogucik wyrywa - zaśmiał się Błaszczykowski. Kątem oka zauważyłam, jak Marco posyła nieprzyjemne spojrzenie " kogucikowi ". 
- Taa, chyba marchewkę w ogródku - powiedziałam sarkastycznie - Jedziemy już Piszczu - zapytałam - Jak byś nie zauważył, to jestem cała mokra - zrobiłam krzywa minkę.
- Będziesz chora zboczeńcu - pokręcił z niezadowoleniem Łukasz. 
- Czepiasz się. I nie mów tak na mnie - poczochrałam go po głowie. Pożegnaliśmy się z chłopakami. Marco jakoś dziwnie się na mnie patrzył. Jakby miał mi coś za złe . Wsiedliśmy z Łukaszem do auta i ruszyliśmy chyba w stronę domu. Nie jestem pewna, nie znam tego miasta. 
- Gdzie jedziemy - zapytałam - Bo jakoś nie wydaje mi się, że jedziemy do domu. 
- Masz racje - przyznał - Jedziemy coś zjeść. W domu pewnie jakieś zdrowe jedzonko będzie. A ja nie mam zamiaru tego jeść. Sądząc po Twoim duuużym śniadaniu, Ty też - zaśmiał się. Nic więcej nie powiedziałam, tylko posłałam mu znaczące spojrzenie. Wyciągnęłam telefon, gdy usłyszałam dwa przychodzące sms'y. Jeden był od Tomka, a drugi od ... Misiaczek ?! Co to ma być? Odczytałam szybko wiadomość od Tomka. Napisał, że ich związek trwa już od trzech miesięcy. "Fajnie się zabawiliście moim kosztem. Dziękuję. " - odpisałam. Nie miałam zamiaru nic więcej mu pisać. Nie chciałam już nigdy więcej ich spotkać. Po tym, co mi zrobili nie zasługują na moją przyjaźń, a co dopiero na jakikolwiek kontakt ze mną.
Odczytałam drugiego sms'a od " Misiaczka ", o treści :

" Fajnie się zapisałem? :D 
Mario."
- Co za głupek - pomyślałam i zaczęłam się śmiać. Odpisałam mu :

" Hahahahaha. Tak, bardzo ;) "

Pisaliśmy jeszcze chwilę. W sumie to o niczym.Łukasz zaparkował auto pod jakąś knajpką z fast food'ami. Myślałam, że sportowcy nie mogą jeść takich rzeczy. 
- Co Ci wziąć - zapytał i otworzył drzwi. 
- Hmm - popatrzyłam w stronę restauracji i przeczytałam na szybie, jakie jedzenie serwują - Weź mi kebaba - powiedziałam po dłuższym zastanowieniu. 
- Okej - wszedł do  środka. Po chwili wyszedł z zamówieniem. Wsiadł do auta i dał mi moje żarełko, a sam zaczął zajadać swoje. 
- Smacznego pryszczu - zaśmiałam się i wzięłam się za jedzenie. Gdy zjedliśmy, Łukasz wyciągnął napój i podał mi. 

***

- Już jesteśmy - zawołał młody Piszczek, gdy tylko przekroczyliśmy próg domu. Popędziłam od razu do swojego pokoju. Wzięłam z szafy suche ciuchy i, gdy ściągałam koszulkę Łukasz wszedł do pokoju. 
- Wyjdź - pokazałam mu na drzwi i zrobiłam wymowną minę. 
- No przestań. Ty nago mnie widziałaś, więc ja Ciebie chyba też mogę - powiedział i położył się na moim łóżku. 
- Nie, nie możesz. Skoro nie masz zamiaru wyjść to przynajmniej się odwróć - popatrzyłam na niego. 
- Po co - zapytał zdziwiony.
- I kto tu jest zboczeńcem - pokręciłam główką i zaśmiałam się. Rozebrałam się, a potem nałożyłam suche ubrania na siebie. Czułam pożerające spojrzenie na sobie Łukasza. 
- A tak w ogóle, to mama Cię woła na dół - zakomunikował - Jedziemy do szkoły. 
- Okej, daj mi chwilkę - poszłam szybko do łazienki i wysuszyłam włosy. Nałożyłam lekki makijaż i udałam się na dół, zgarniając przy tym Łukasza z mojego pokoju. 
Droga do szkoły nie zajęła nam dużo czasu. Dyrektor okazał się bardzo miłym człowiekiem i, jak się cieszył z odwiedzin Łukasza. Oczywiście przyjął mnie do swojej szkoły. Będę chodziła do 1 klasy liceum sportowego. Zapisałam się na dodatkowe SKS'y w siatkówkę. Pani Halina i Łukasz rozmawiali troszkę długo z panem dyrektorem. W drodze powrotnej zdecydowałam zapytać się pani Halinę o jutrzejsze spotkanie z Mario. 
- Ale Ty masz 16 lat, a on 19 - zaczęła swoje - Łukaszku, powiedz mi, czy to dobry chłopak - zwróciła się do niego. 
- No jasne, przecież go poznałaś - powiedział - Był u nas na grillu tydzień temu. To ten, jak to powiedziałaś " Twój malutki pączuszek " - zaczął się śmiać, a ja razem z nim. 
- Aaa, no dobrze. Możesz z nim iść do kina - powiedziała uśmiechnięta pani Halinka.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się szeroko i od razu zdałam relacje Mario przez sms'a. Najwyraźniej się ucieszył, bo wysłał mi aż trzy buziaczki. Troszkę mnie to zdziwiło. Nie chcę robić sobie, ani jemu nadziei. Muszę zająć się nauką, a nie chłopakami. No i w dodatku dopiero, co rozstałam się z Tomkiem. 
Cały wieczór spędziłam na pisaniu z Mario na facebooku, a przed zaśnięciem na telefonie. 
- Ciekawe o co chodziło Marco - pomyślałam i nawet nie wiem, kiedy odleciałam do krainy snów. 

_______________________________________________________________

Kiepskoo xD Wiem, nie wiem o czym pisać. ; / 
Wena mnie opuściła. Przepraszam za to ścierwo u góry. 

Następny rozdział, gdy będzie 10 komentarzy. Anonimki też proszę o komentarze ;)

Pozdrawiam ;*

wtorek, 6 sierpnia 2013

Rozdział 8

- Ej, młoda ! - usłyszałam, gdy schodziłam na dół. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego Łukasza. 
- Co chcesz - zapytałam i podeszłam do niego. Trochę dziwnie się czułam w jego obecności, po tym jak widziałam jego " małego ". W sumie to duży był... 
Boże, o czym ja myślę. Skarciłam się za to w myślach. 
- O 15 mam trening - zakomunikował - Możesz jechać ze mną jeśli chcesz. Poznasz chłopców - w tym momencie poruszył zabawnie brewkami. 
- Okej, mogę jechać jeżeli nie będę robiła kłopotu. - odpowiedziałam. Chciałam coś jeszcze dodać, ale przerwał nam głos pani Haliny, która wołała nas na obiad. Zeszliśmy razem z Łukaszem na posiłek. Ucieszyłam się, gdy zobaczyłam moje ulubione danie - pierogi.
- Mogę jechać z Łukaszem na trening - zapytałam. Skoro są moimi nowymi rodzicami, to wypadało się zapytać.
- Oczywiście - oznajmiła pani Halina - Jak wrócisz, to zastanowimy się nad szkołą dla Ciebie. Przecież już jest 1 września - ciągnęła dalej - Mam nadzieję, że nie będzie problemu z przyjęciem Cię do szkoły. Słyszałam od pani Śmielik, że bardzo dobrze się uczysz. - uśmiechnęła się - Nad jaką szkołą myślałaś - zapytała.
- Gdy jeszcze byłam w Polsce złożyłam papiery do zwykłego liceum, ponieważ liceum sportowe znajdowało się daleko od domu dziecka. - powiedziałam i zaczęłam jeść kolejnego pieroga. 
- Aha, to świetnie. Jutro z rana pojedziemy do szkoły, do której Łukasz uczęszczał. Na pewno Cię tam przyjmą. - powiedziała zadowolona - Jest to na prawdę na dobrym poziomie liceum sportowe - dodała - Prawda Łukaszku - zwróciła się do młodego Piszczka.
- Tak, mamo. - puścił mi oczko - Mogę jutro jechać z Wami. Dyrektor na pewno ucieszy się z moich odwiedzin. - powiedział. 
- No tak... Taka gwiazda w jego szkole. Na pewno zesika się na Twój widok. - zrobiłam cwaniacką minkę. Łukasz był taki zmieszany moim zachowaniem, że nie mogłam się powstrzymać i roześmiałam się.
- Małpa - rzucił do mnie Łukasz. Już chciałam powiedzieć coś na temat jego przyrodzenia, ale musiałam się hamować przy pani Halinie i panu Kazimierzu. Posłałam mu tylko szyderczy uśmiech. Po zjedzonym posiłku poszliśmy z Łukaszem na górę.
-  To za ile jedziemy - zapytałam mojego braciszka, gdy staliśmy pod swoimi drzwiami do pokoi. Spojrzał na zegarek, a potem na mnie.
- Za 15 minut masz być gotowa, zboczeńcu. - wyszczerzył swoje białe ząbki. 
- Ej, ej. Bez takich. To nie ja paraduje przed nastolatką nago - pokazałam mu język. 
- Czepiasz się. Nie gadaj, że nie podobał Ci się ten widok - powiedział wyraźnie rozbawiony. 
-  Tego nie musisz wiedzieć. - zaśmiałam się i weszłam do pokoju. Wzięłam świeże ciuchy i poszłam się szybko odświeżyć. 
- Jaki on jest głupi - pomyślałam. Po wykąpaniu nałożyłam lekki róż na policzki i pomalowałam rzęsy. Wyszłam z łazienki ubrana w to. Spojrzałam przez okno, właśnie przestawało padać, więc postanowiłam nie brać żadnej kurtki.

***

 W drodze na stadion Łukasz nic się nie odzywał. Czasami czułam jego wzrok na sobie i nic po za tym. W końcu musiałam przerwać tą ciszę.
- A trener nie będzie zły za to, że przeprowadzasz obcą osobę na trening - zapytałam i spojrzałam na niego.
- Nie jesteś obca - powiedział - Jesteś moją siostrą - na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- A co mam zrobić, jeżeli ktoś będzie mówił do mnie po niemiecku - zapytałam - Mój niemiecki jest fatalny. - dodałam zasmucona.
- Mama mówiła, że perfekcyjnie umiesz angielski, więc dasz radę - poczochrał moje włosy.
- Co, jak co. Ale od moich włosów to Ty się odpierdol - prawie wykrzyczałam - Nienawidzę, gdy ktoś dotyka moich włosów - dodałam już spokojniej.
- Oj, bo Ci żyłka pęknie - powiedział ironicznie. Zaparkowaliśmy pod Signal Iduna Park. Nie mogłam nadziwić się, jaki on jest wielki. Dopiero teraz do mnie dotarło, że będę na treningu mojej ukochanej drużyny. 
- Łukasz, ja nie dam rady - stanęłam przed drzwiami frontowymi. 
- Przestań się mazać - wziął mnie na ręce i wkroczyliśmy w świątynie pszczółek. Łukasz zaniósł mnie na stadion i kazał zaczekać na ławeczce, a on pójdzie się przebrać.
Zostałam sama, podziwiałam piękno wewnętrzne stadionu. Siedziałam tak i myślałam nad tym, co mnie w życiu spotkało. Najpierw rodzice mnie porzucili, potem ta adopcja i Werka i Tomek, a teraz spełniam swoje marzenia! Trudno jest mi w to wszystko uwierzyć. Mieć Łukasza Piszczka za brata, to jest chyba największe marzenia każdej nastolatki. Myślałam tak i myślałam, aż nagle dostałam piłką w głowę tak, że spadłam z ławeczki. 
- Co za idiota to zrobił - pomyślałam. I chciałam się podnieść z ziemi, gdy jakieś ręce złapały mnie w tali i podniosły. Odwróciłam się i zobaczyłam pięknego blondyna. Uśmiechnęłam się na sam jego widok. Zaczął coś mówić po niemiecku, z tego co zrozumiałam to chyba mnie przepraszał.
- Przepraszam nie jestem dobra z niemieckiego - powiedziałam po angielsku. 
- Och - westchnął - Na prawdę bardzo przepraszam. Nie chciałem, żebyś dostała piłką - powiedział z potulną minką już po angielsku. 
- Nic się nie stało, tylko trochę na początku zabolało - skrzywiłam się - Ale teraz już jest dobrze - uśmiechnęłam się i usiadłam z powrotem na ławce. 
- To dobrze - stwierdził - Tak w ogóle to jestem Marco Reus, pewnie mnie kojarzysz.  
- Jakoś nie za bardzo - odpowiedziałam całkiem poważnie - Ja nazywam się Karina Janiak. Znaczy Piszczek. - poprawiłam się.
- Aaa, to Ty jesteś młodszą siostrą Łukasza - zapytał.
- Nie. Jestem jego żoną. Mamy trójkę dzieci. - odparłam - Nie opowiadał Ci o tym - zapytałam i uśmiechnęłam się. 
- Zabawna jesteś. Już Cię lubię. - dał mi kuksańca w ramię.
- Spostrzegawczy jesteś. - zaśmiałam się. W tej chwili przyszedł Łukasz z innymi piłkarzami Borussii. 
- O, widzę, że poznałaś już naszego lovelasa - zaśmiał się Piszczek, a Marco zrobił obrażoną minę. 
- Dopiero ją poznałem, a Ty już musiałeś mnie przy niej spalić. - stwierdził Marco. 
- Tylko mi tu się nie rozpłacz - śmiał się nadal Łukasz i objął Marco ręką - I tak za młoda dla Ciebie jest.
Nie słyszałam dalszej ich rozmowy. Skupiłam się na otrzymanym sms'ie od Tomka :
" Wiem, że jesteś zła zarówno na mnie, jak i na Weronikę. Chcieliśmy Ci dawno o tym powiedzieć, ale wiedziałem, jak bardzo mnie kochasz i nie chciałem tego psuć. Chcę Cię przeprosić za to, że Cię oszukiwałem" 
- On jest jakiś pojebany! - pomyślałam. Długo się zastanawiałam, co mu odpisać. Nie zauważyłam nawet, kiedy pszczółki zaczęły trening pod przewodnictwem Jurgena. 
W końcu postanowiłam, że mu odpiszę.
" Jesteście oboje śmieszni i żałośni. Myślałam, że jesteśmy z Weroniką przyjaciółkami. A Ty? Ty byłeś moim chłopakiem. Jak mogliście mi coś takiego zrobić? W dupie mam Twoje przepraszam. Mam jeszcze tylko jedno pytanie : Od kiedy mnie oszukujecie?! "
Wcisnęłam przycisk wyślij i poszło. Nie jestem pewna, czy chcę wiedzieć od kiedy to trwa. Ale z drugiej strony chcę. Chcę wiedzieć, od kiedy mówił mi fałszywe " Kocham Cię ", kiedy obdarowywał mnie fałszywymi pocałunkami. 
Obserwowałam chłopców.
- Ten Marco jest śliczny. Na żywo jeszcze lepszy niż na plakatach, czy zdjęciach. - pomyślałam. Ktoś kopnął do mnie piłkę i wykrzyczał : " podaj ". Wstałam i kopnęłam w piłkę. Przy tej czynności, wraz z piłką poleciał także mój but. Wylądował obok pięknego bruneta, który zaczął się ze mnie śmiać. 
- Bardzo śmieszne - rzuciłam i podeszłam do niego, aby wziąć mojego buta. Już miałam go podnosić, lecz brunet był szybszy. - Oddaj mi go - zażądałam. 
- 5 euro - zażartował.
- Co najwyżej mogę kopa w dupę Ci dać. Oddaj mi mojego buta, albo pożałujesz. - zagroziłam.
- Tak - zapytał - A co mi zrobisz - drażnił się ze mną. 
- A to - krzyknęłam i już po chwili leżałam pod nim na murawie. - Ej, to nie fair. Jesteś silniejszy, powinieneś dać mi fory - pokazałam mu język. 
- Schowaj, bo Ci go odgryzę - powiedział i zaczął mnie łaskotać. 
- Taa, już Ci wierzę - zaczęłam się wiercić - No przestań - krzyczałam i próbowałam go przewrócić, niestety się nie dało. Po chwili byłam cała zalana łzami przez śmiech. 
- No dobra, już starczy. - powiedział chłopak. Znów wystawiłam mu jęzora, a on nagle nachylił się nade mną i wessał mój język do swoich ust. Oderwałam się szybko od niego i złapałam się za język. 
- Ty jesteś jakiś nienormalny, przecież to boli - wrzeszczałam. 
- Co się tam dzieje dzieciaki - zapytał trochę wkurzony trener. 
- A bo ten tu o to osobnik nie chce mi oddać mojego buta - powiedziałam oburzona. 
- No masz już tego buta. - zszedł ze mnie i podał mi buta. Chyba przestraszył się Jurgena, w sumie to się nie dziwię. - Zostaniesz chwilę po treningu - zapytał.
- Dla Ciebie zawsze - powiedziałam ponętnym głosem i i klepnęłam go w tyłek, a on się uśmiechnął - Żartowałam. - zaczęłam się śmiać i zajęłam miejsce na ławeczce obok trenera. 
- Chamsko - wykrzyczał chłopak - Tak w ogóle, to nazywam się...







___________________________________________________________

Jakoś dzisiaj mi się nudzi, więc postanowiłam coś napisać ;* 

Jak myślicie, kto jest tym chłopakiem? ;) Dawać propozycje w komentarzach. ;D
Anonimki również proszę o komentarze xD

Pozdrawiam :* 

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Rozdział 7

Połączyłam się z Werką, tak, jak wcześniej szybko odebrała. Chyba odebrała ode mnie nieświadomie, bo to co zobaczyłam po drugiej stronie kamerki totalnie mną wstrząsnęło. 
Moja najlepsza przyjaciółka całowała się z moim byłym chłopakiem!
- Nie wierze - wykrzyczałam, w tym momencie oderwali swoje usta od siebie i spojrzeli w laptopa. Na ich twarzach wyraźnie było widać dezorientacje.
- Jak mogliście ?! - po moich policzkach poleciały gorzkie łzy. Zamknęłam szybko laptopa i wstałam z łóżka. Nie patrząc na Łukasza wyszłam z pokoju, a raczej wybiegłam. Udałam się do drzwi wejściowych. Musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza, udałam się do ogrodu za domem i usiadłam na jednej z ławeczek. Podciągnęłam nogi na ławkę tak, że oparłam brodę na kolanach.
Nie mogę uwierzyć w to, co zobaczyłam. Przecież wczoraj wyjechałam. Pewnie już od dawna się spotykają, a ja nic nie zauważyłam. No tak... Te wszystkie wyjścia Weroniki w nocy, na pewno chodziła do niego. - myślałam. Ponownie się rozpłakałam. Jak oni mogli mi coś takiego zrobić?! No dobrze, wiem, że już nie jesteśmy już razem z Tomkiem. Ale zabolało mnie to. Jeszcze wczoraj mówił mi, jak bardzo mnie kocha, a dzisiaj całuje się z Weroniką. Na tą myśl jeszcze gorzej się rozpłakałam, schowałam twarz w dłonie. 

 ***

- Podoba Ci się nasz ogród - ktoś zapytał. Przez ten płacz nie usłyszałam nawet, że ktoś się zbliża. Podniosłam wzrok i zobaczyłam pana Kazimierza. Poczułam kolejne napływające łzy do oczu, więc ponownie zakryłam twarz. 
- Taak, jest piękny - wydukałam. Miałam nadzieję, że szybko sobie pójdzie. Niestety usiadł koło mnie. 
- Co się dzieje, kochanie - zapytał. Nie podniosłam wzroku. Nie wiedziałam, czy opowiedzieć mu o tym zdarzeniu. Jest w porządku, ale nie mam do niego pełnego zaufania. 
- Tęsknie za babcią Irenką - skłamałam - Jest już taka stara i krucha, powinnam być teraz przy niej. - tym razem powiedziałam prawdę - Babcia Irenka jest moją jedyną rodziną - ciągnęłam dalej. 
- Nie prawda. Od wczoraj my też jesteśmy Twoją rodziną - powiedział spokojnie - Twoja babcia na pewno się cieszy z tego, że Cię adoptowaliśmy i , że stworzysz z nami rodzinę. - dodał. Poleciały mi kolejne łzy. - Ale widzę, że nie tylko o babcię tutaj chodzi - powiedział i objął mnie ramieniem. Poczułam, że mogę mu zaufać i powiedzieć, co leży mi na sercu.
- No dobrze - przetarłam zapłakane oczy i oparłam głowę o jego ramię - Jeszcze do wczoraj miałam chłopaka Tomka. Rozstaliśmy się, bo, jak pan pewnie się domyśla związki na odległość nigdy się nie udają. No i dzisiaj, jak dzwoniłam na skayp'ie  do mojej przyjaciółki, to odebrała i zobaczyłam, jak całuje się z Tomkiem- końcówkę zdania wykrzyczałam - Wiem, że nie jestem już z nim no ale bez przesady. Wczoraj wyjechałam, a oni już są zapewne razem - westchnęłam i kolejne łzy popłynęły po moich policzkach.
- Oj dziecko, dziecko. Takie jest życie, nie powinnaś tak się tym przejmować. Gra toczy się dalej - pogłaskał mnie po włosach - Wiem, że jest Ci teraz źle ale to minie. A oni... No cóż wyraźnie nie za bardzo im na Tobie zależało skoro tak zrobili. - dodał.
- Ale to tak boli. - powiedziałam - Myślałam, że łączy nas przyjaźń, a tu takie coś. 
- Nie martw się. Tu, w Dortmundzie znajdziesz nowych przyjaciół i za pewne nową miłość. - uśmiechnął się - No, ale nie rozpędzajmy się z tą miłością. Dziadkiem, jak na razie nie chcę być. - po tych słowach zaśmiałam się razem z nim.
- Dziękuję panu i pańskiej żonie za to, że mogę być częścią  waszej rodziny. - popatrzyłam na niego czerwonymi od łez oczami.
- Nie masz za co, maleńka. A co do mojej żony, to nie przejmuj się nią. W końcu znajdziecie wspólne tematy. - powiedział - A teraz chodź do domu, bo chyba burza będzie. - spojrzał w górę, a ja podążyłam za jego wzrokiem. 
- Ma pan rację , chodźmy szybko - z nieba poleciały krople deszczu. Zaczęliśmy biec. - A myślałam, że się troszkę dzisiaj poopalam - powiedziałam, gdy byliśmy już w domu. 
- Przed jesienią jeszcze zdążysz się opalić - zażartował pan Kazimierz.
- Dziękuję za rozmowę - przytuliłam go - Będę u siebie w pokoju - uśmiechnęłam się na odchodne i po chwili byłam już w swoim pokoju. 

***

Leżałam na łóżku i myślałam o wszystkim i o niczym. Nagle przypomniałam sobie o kopercie, którą dała mi babcia przed odjazdem. Zaczęłam szperać w torebce, gdy ją znalazłam usiadłam na łóżku. 
- Co tam może być - zastanawiałam się. Po krótkiej chwili otworzyłam kopertę. Wyciągnęłam z niej zdjęcie i list. Postanowiłam najpierw przyjrzeć się zdjęciu. Fotografia przedstawiała dwóch młodych ludzi, na moje oko mieli po 20-25 lat. Wyglądali na szczęśliwych. Wzięłam list i zaczęłam czytać :

Witaj córeczko. Jeżeli czytasz ten list, to widocznie babcia uznała, że jesteś już gotowa. Pewnie jesteś na nas zła, że oddaliśmy Cię do domu dziecka. Bardzo na przykro. Nie ma dnia, żebyśmy nie myśleli o Tobie i o tym, jak Ci się życie układa. Nie chcieliśmy Cię oddawać. Chcieliśmy stworzyć z Tobą rodzinę. Niestety sprawy potoczyły się inaczej niż chcieli. Mam nadzieję, że kiedyś nam to wybaczysz. 
Kochający Cię z całego serca, rodzice.

Mimowolnie się uśmiechnęłam. Chociaż do tej pory byłam na nich wściekła, teraz tak jakby trochę mi przeszło. 
- Mam pamiątkę po moich rodzicach. - pomyślałam. Ucieszyłam się, w końcu coś o nich wiem. Wiem, że mnie kochają. Nie ważne gdzie są, ale mnie kochają. No i wiem też, jak wyglądają. 
Spojrzałam na zegarek, dochodziła 13. Postanowiłam zejść na dół, zobaczyć co robią domownicy. Chodź jeszcze nie przyzwyczaiłam się do tego domu, wiedziałam, że mogę być tu szczęśliwa. Nie licząc nieznośnej pani Halinki... Ale dam radę. Pokażę Tomkowi i Weronice, że tu też będę szczęśliwa. Bez nich. 



_______________________________________________________________

Hej, hej , hej ! I , jak sie podoba ? Mi nie  za bardzo. Ale zostawiam rozdział Wam do oceny ;) 
Jesteście niesamowici ! Ponad 2 tyś. wejść. Awww <3 Dziękuję, dziękuję, dziękuję ;* 

Aaa i jeszcze coś ;) Jeżeli byście mogli rozgłosić o moim blogu , to byłabym jeszcze bardziej wdzięczna niż jestem teraz ;* 

Kolejny? Wkrótce ;D 

Przepraszam, że nie komentuję waszych rozdziałów ;c Nie miałam zbytnio czasu, ale od teraz postanawiam poprawę ;d

Pozdrawiam ;*