Tyle Was Tu !

wtorek, 24 września 2013

Rozdział 14

- Nie wierze ! Jak on mógł coś takiego zrobić?! Myślałam, że się zaprzyjaźniliśmy. A on takie rzeczy robi! - zaczęłam krzyczeć sama do siebie, gdy byłam już w swoim pokoju. Łzy same cisnęły się do oczu, więc dałam upust swoim emocjom. Rzuciłam się na łóżko i schowałam twarz w poduszkę. 
Jest mi tak strasznie przykro, nie sądziłam, że Mario taki jest. Myślałam, że może być kimś więcej dla mnie. Nie teraz, ale kiedyś. A tu takie coś... I znów cierpię przez faceta. To wszystko jest bez sensu. Dlaczego takie bajki opowiada?!
Płakałam dość długo, w końcu poszłam się wykąpać, by trochę się zrelaksować. Jednak, nawet arbuzowa piana nie potrafiła oderwać mnie od Mario. Po skończonej kąpieli wpełzłam od razu do łóżka, chcąc zakończyć ten okropny dzień. Nie dane mi jednak było iść wcześniej spać, gdyż ktoś wbił się pod moją kołderkę.
- Idź stąd - powiedziałam, gdy tylko poczułam perfumy Łukasz.
- Ale Ty nie miła jesteś - skwitował - Skąd wiedziałaś, że to ja - zapytał. 
- Wszędzie poznam Cię po tym smrodzie - uniosłam jeden kącik ust.
- To ja się wypsikałem specjalnie dla mojej młodszej siostrzyczki, a Ty mi mówisz, że śmierdzę. Dzięki - powiedział. 
- Pech. Czego chcesz - zapytałam i odwróciłam się do niego - I nawet koszulki nie założyłeś, byś się wstydził - zaśmiałam się. 
- Przecież wiem, że podoba Ci się moja klata - uniósł zabawnie brewki - A tak poważnie, to chciałem zapytać czego chciał Reus od Ciebie.
- To chyba nie Twoja sprawa - powiedziałam lekko wkurzona. 
- Właśnie, że moja. Jesteś moją siostrą, a Marco nie jest odpowiednim facetem dla Ciebie. Tak w ogóle to nie powinnaś mieć w tym wieku żadnego chłopaka. Za młoda jesteś na r....
- Już ? Skończyłeś? To raczej ja decyduję, kto jest dla mnie odpowiedni, a kto nie. I to jest moja sprawa, o czym rozmawiałam z Marco - powiedziałam - Mógłbyś być tak miły i wyjść z mojego pokoju? Jutro wcześnie wstaję, więc muszę się wyspać. A raczej tego nie zrobię, jeżeli będziesz tu siedział i mnie denerwował - dodałam i odwróciłam się od niego. Łukasz wstał z łóżka nic nie mówiąc. Gdy otworzył drzwi usłyszałam tylko " Nie chcę, żebyś potem cierpiała przez Reus'a " i zamknął za sobą drzwi. 
Nie wiem, co oni chcą od tego Blondaska. Przynajmniej on jedyny wyznał mi prawdę, więc jestem mu za to wdzięczna. Jeszcze trochę o tym wszystkim myślałam i udałam się do krainy Morfeusza. 


***


Dzień w szkole minął tak, jak zwykle. Dużo wkuwania na co nie miałam najmilszej ochoty. Ciągle miałam w głowie słowa Reusa. Momentami przypominałam sobie moją pierwszą i ostatnią randkę z Mario oraz nasz pobyt w Polsce. Było tak fajnie...
- O czym tak myślisz - wyrwała mnie z zamyślenia Sara. Była bardzo ładną blondynką o nienagannej figurze i pełnych ustach. 
- O tym idiocie Mario - wycedziłam i schowałam twarz w dłoniach. Sara pociągnęła mnie za ramię i poszłyśmy usiąść na murek za szkołą. Niektórzy uczniowie przychodzą tu palić papierosy, ale teraz na szczęście nikogo tam nie było, więc zaczęłam opowiadać mojej nowej przyjaciółce, o tym, co się wczoraj dowiedziałam. 
- Pamiętasz, jak mówiłam Ci, że Mario był ze mną w Polsce i, że spaliśmy w hotelu i tak dalej - zapytałam. 
- No jasne - odpowiedziała mi zmieszana. 
- No właśnie. Wczoraj wieczorem przyjechał do mnie Marco i powiedział mi, że Mario, gdy mnie poznał, założył się z Mo, że mnie zaliczy. No i, jak wróciliśmy z Polski, to Goezte zaczął opowiadać Mo i kilku innym kolegom, jaka ja to nie byłam dobra w łóżku i, że mnie rozdziewiczył! - ostatnie słowa już krzyczałam ze złości. Sara siedziała z buzią otwartą i nie wiedziała, co powiedzieć. 
- A ja, głupia myślałam, że jest inny, że jest moim przyjacielem - dodałam zawiedziona - Teraz nie będę mogła nawet na treningi chodzić. Nie mogłabym znieść tego, że kilku piłkarzy przygląda mi się i myślą o tym, co niby robiłam z Mario - Sara tylko mnie przytuliła. Tego teraz potrzebowałam. 
- A Łukasz nic Ci nie powiedział - zapytała w końcu.
- Nie. Pewnie nawet nic nie wie. Przecież Piszczek urwałby mu jaja, gdyby się dowiedział, co on wygaduje. 
- W sumie racja. Więc musisz mu o tym powiedzieć. Nie możesz pozwolić na to, by Mario uszło to na sucho - powiedziała. 
- Wiem. Ale nie chcę mieszać w to Łukasza. Muszę to załatwić sama. Nie wiem jeszcze, jak to zrobię, ale coś wymyślę. A Ty mi w tym pomożesz - uśmiechnęłam się do niej i zeskoczyłam z murku.
- Tobie, zawsze - także się uśmiechnęła i po chwili była już ze mną na ziemi.
Poszłyśmy do centrum handlowego, gdyż pan Kazimierz dał mi pieniądze, abym kupiła sobie coś nowego, więc, jak tu nie skorzystać z takiej okazji. 
Chodziłyśmy po sklepach i przymierzałyśmy ciuchy, duuuużo ciuchów. W każdym sklepie kupiłam sobie, jakąś nową rzecz. W drodze powrotnej, gdy przechodziłyśmy obok przystanku, na słupie wisiała kartka typu " piesek do oddania ". Malutki szczeniaczek bardzo mi się spodobał, więc wklepałam numer, który był podany i zadzwoniłam. Odebrał , jakiś chłopak, który wytłumaczył mi dlaczego chcą oddać psa i odpowiadał na wszystko moje głupie pytania. Na końcu podał mi adres i powiedział, że mogę przyjechać po psa dziś wieczorem. Zapisałam adres u Sary w komórce, a potem go sobie przesłałam. Wracałam do domu bardzo szczęśliwa. 
Od dziecka marzyłam o malutkim piesku, ale w domu dziecka nie pozwalali nam na to. Tylko ciekawe, jak zareagują Piszczkowie, mam nadzieję, że nie będą źli na mnie, a ucieszą się tak, jak i ja.
Drzwi były zamknięte, więc musiałam rzucić wszystkie torby na ziemię i poszukać kluczy w mojej wielkiej torbie. Na próżno, gdy przeszukiwałam torbę po raz chyba dziesiąty, przypomniałam sobie, że klucze mam w innej torebce. Nie pozostało mi nic innego, jak usiąść na schodku i czekać na któregoś z mieszkańców. Spojrzałam na zegarek, była 16.30, czyli, że Łukasz powinien za chwilę być w domu. Chyba, że wybierze się po treningu gdzieś indziej, jak on to potrafi. No, ale ja tu marznąć nie zamierzam. Po za tym musi ze mną jechać po pieska. Zadzwoniłam do niego i okazało się, że Łukasz jest już prawie pod domem. Po chwili furka się otworzyła i zobaczyłam Piszczka razem z Goetze. Od razu uśmiech, który miałam od jakiejś godziny zszedł mi z twarzy, co nie uszło uwadze Mario. 
- Widzę, że nie jesteś zadowolona z moich odwiedzin. Myślałem, że się ucieszysz - powiedział i stanął na przeciw mnie. Postanowiłam przemilczeć na razie wszystko. Łukasz otworzył drzwi i wziął moje zakupy, po czym wszyscy weszliśmy do domu. Po ściągnięciu butów , od razu wzięłam swoje rzeczy i uciekłam do swojego pokoju. 
- Jak on może tu jeszcze przychodzić ?! - myślałam. Moje serce zaczęło szybciej bić, gdy go zobaczyłam i nie mogłam uwierzyć w to,  co zrobił. Byłam głupia, bardzo głupia, że mu zaufałam. On chciał tylko mnie zaliczyć, co w sumie mu się nie udało. Ale i tak nigdy mu nie wybaczę tego, co zrobił. 
Wypakowałam wszystkie nowe ciuchy i poukładałam je do szafki. Zabrałam się za odrabianie lekcji, co nie za bardzo mi wychodziło. O 20.00 musiałam jechać po psa, a jeszcze wcześniej trzeba porozmawiać o tym z panem Kazimierzem i panią Haliną. 
Odrobiłam już WOS i fizykę, więc zabrałam się za matmę. Skupiłam się na zadaniach tak, że nawet nie usłyszałam, że ktoś wszedł do pokoju. Poczułam czyjeś palce na swojej szyi i jak ktoś odgarnia z niej moje włosy, a po chwili całuje w kark. Odwróciłam się napięcie i zobaczyłam uśmiechniętego Goetze, co jeszcze bardziej mnie rozzłościło. Wstałam szybko ze swojego miejsca i zaczęłam krzyczeć .
- Co, teraz będziesz rozgadywał, że dałam Ci tu, w Dortmundzie ?! - zapytałam wściekła - Wyjdź stąd i nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy , rozumiesz?!
- O co Ci chodzi- zapytał, jakby zdziwiony.
- O co mi chodzi ? To już nie pamiętasz swojego zakładu i tego, jak sobie wymyśliłeś, że mnie rozdziewiczyłeś?! Ufałam Ci, myślałam, że jesteś inny i , jak zwykle się pomyliłam. A teraz wyjdź, bo nie chcę Cię więcej widzieć! - krzyczałam , a łzy spływały po moich policzkach. 
- Ale ja... - nie dokończył Mario, ponieważ wszedł Łukasz. 
- Co tu się dzieje - zapytał zaskoczony. 
- Nic. Po prostu wyjdźcie oboje - powiedziałam i wyszłam na balkon zostawiając ich w moim pokoju. Skuliłam się pod ścianą i znów zaczęłam płakać. Nie miałam siły myśleć o tym, co wydarzyło się przed chwilą. Siedziałam na balkonie dość długo, to był zły pomysł. Tylko zmarzłam i na pewno będę chora. Znalazłam się z powrotem w ciepłym pokoju. Dokończyłam odrabiać zadania z matematyki i poszłam ogarnąć twarz do łazienki. 


***


Gdy zeszłam na dół, nikogo nie było. Z jednej strony to dobrze, bo będę mogła zjeść coś w spokoju. Ale z drugiej strony to z kim ja po pieska pojadę ?! O matko, i co ja teraz zrobię , myślałam. Spojrzałam na zegarek, było już po 19. Szybko odgrzałam sobie obiad i zadzwoniłam po taksówkę. Przyjechała dość szybko, podałam panu adres i po około 40 minutach byłam na miejscu. Troszkę zdenerwowana zadzwoniłam dzwonkiem. Po krótkiej chwili otworzyły się drzwi, a zza nich wyłonił się młody mężczyzna, który zaprosił mnie do środka. Gdy tylko usiadłam na kanapie, podbiegł do mnie Duduś - bo, tak go nazwałam i próbował wskoczyć na kanapę, co nie za bardzo mu się udawało, ponieważ jest za malutki. Wzięłam go w ręce i usadowiłam na moich kolankach.
- O, widzę, że już Cię polubił. To dobrze - uśmiechnął się mężczyzna i usiadł na przeciw mnie - Co tu dużo mówić, wprowadza się do mnie dziewczyna, która jest uczulona na sierść, więc chyba wie pani, że w tej sytuacji nie mogę go zatrzymać. Widzę, że u pani będzie miał dobrze, może nawet lepiej niż u mnie. 
- Postaram się nim zajmować, jak najlepiej - uśmiechnęłam się i smyrałam Dudusia po główce. Chwilę jeszcze rozmawialiśmy, po czym dał mi malucha smycz i inne potrzebne rzeczy. Zaczepiłam Dudusia na smycz i skierowałam się w kierunku przystanku. Przynajmniej tak myślałam z tego, co wytłumaczył mi Kacper - były pan Dudusia. 
Gdy byłam już na przystanku, sprawdziłam kiedy będzie autobus. Niestety miał być dopiero za trzy godziny. Wyciągnęłam więc telefon z kieszeni. 
- No nie! Jak to rozładowany? - powiedziałam sama do siebie - Zabiję się - dodałam. Spojrzałam na mojego pieska, który kręcił się cały czas wokół mnie. Usiadłam na ławce i nasypałam sobie na rękę trochę psiej karmy. Wzięłam Dudusia na kolana i przyglądałam się mu, jak słodko wcina jedzonko. 



* Marco *

 Właśnie wracałem od Mo, kiedy zobaczyłem Karinę siedzącą na ławce. Co ona tu robi o tej porze? I do tego sama, myślałem.
Zatrzymałem się po drugiej stronie ulicy i podszedłem do niej. 
- Cześć, co Ty tu robisz sama - zapytałem i usiadłem obok niej biorąc od niej pieska. 
- A byłam po tego małego białaska i padł mi telefon, więc nie miałam, jak zadzwonić do kogoś - wzruszyła bezradnie ramionami. 
- Wiec masz szczęście, że przejeżdżałem tędy. Tak to pewnie byś tu spała na tej ławce - zaśmiałem się - Chodź, podwiozę Cię do domu. 
- Dzięki. Odwdzięczę Ci się jakoś - wzięła wszystkie swoje rzeczy i poszliśmy do auta. 
- Już nawet wiem, jak mi się odwdzięczysz - uśmiechnąłem się, a Karina spojrzała na mnie pytająco - Jutro po szkole zabiorę Cię gdzieś. 
- No dobrze, na takie coś mogę się zgodzić - uśmiechnęła się. Gdy wsiedliśmy do auta oddałem jej pieska i ruszyliśmy w stronę jej domu. Całą drogę nic się nie odzywała, więc postanowiłem zagadać.
- Jak się czujesz - zapytałem. 
- Chodzi Ci o Mario - zapytała, a ja skinąłem głową na " tak " - Nie chcę o tym rozmawiać.
- Dobrze, nie będę nalegał. Ale jeżeli będziesz miała jakiś problem to dzwoń do mnie śmiało - powiedziałem. 
- Wiem, dziękuję - powiedziała. Odwiozłem ją pod sam dom, a potem pojechałem do baru, gdzie umówiłem się z Mario. W końcu chłopak dostał za swoje. Szkoda mi teraz trochę Karinki, ale chcę ją tylko przelecieć i nic więcej. A Mario mi w tym przeszkadzał. 


***


W domu byli niestety wszyscy. Już od progu zaczęły się pytania. 
- Gdzieś Ty była - pytała pani Halina, a tuż za nią pojawił się pan Kazimierz. 
- Mam dla Was niespodziankę - wyciągnęłam z pod kurtki mojego Dudusia - Pewien chłopak chciał się go pozbyć, więc pomyślałam sobie, że go przygarnę. Mam nadzieję, że nie jesteście źli - spojrzałam na ich miny i nie wiedziałam co one oznaczają. 












_______________________________________________________________

Taki kiepski. Mam chyba jakąś depresje jesienną, czy coś ;oo 
Kolejny rozdział będzie, gdy będzie 15 komentarzy ;) 


Pozdrawiam, Karinka <3
 
 


 

9 komentarzy:

  1. Mam nadzieję, że Piszczkowie zgodzą się na obecność pieska w domu ;)
    Wgl przypuszczam, że Marco kłamał?
    Nie wiem.. ;D
    Świetny rozdział ;>
    Czekam na next ;3
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. O cholera jasna! ;O
    Marco jest tym złym? Nie....nie wierzę ; (
    On jest najcudowniejszy! Ale w tym opowiadaniu wyjątkowa mam ochotę skopać mu cztery litery! ;oo
    Rozdział ogólnie świetny!
    Kocham tego bloga i ogólnie genialnie piszesz!
    Czekam na kolejny rozdział!
    Pozdrawiam,Izaa

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie, tego się po Marco zupełnie nie spodziewałam ! Chociaż nie ukrywam, że podoba mi się to, że on tutaj będzie tym złym i tym, który miesza, intryguje mnie to strasznie :D Szkoda mi Kariny, mam nadzieję, że prawda wyjdzie na jaw :D No i piesek musi zostać, koniecznie, słodziak z niego <3 Czekam niecierpliwie na nowy rozdział, bo wszystko się może jeszcze zdarzyć! Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. O matko... az mi sie chce rzygac zachwaniem Marco ... niech sie ogranie....ughh wkurzylam sie... a tak wgl to blog, rozdział jak zwykle cudowny ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział wspaniały ;)Czekam na następny. :D
    Zapraszam do mnie:
    http://adventure-in-dortmund.blogspot.com/
    http://one-love-one-club-one-borussia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. jest super robi się coraz ciekawiej!. liczę na więcej i więcej !! a zachowanie Marco szkoda gadać, mam nadzieje że to się szybko wyjaśnić i wszystko bd ok między Kariną a Mario !;** Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam do mnie na kolejny rozdział:
    http://one-love-one-club-one-borussia.blogspot.com/2013/10/rozdzia-4.html#more

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział Wspaniały. ;)

    Pozdrawiam Ann.

    OdpowiedzUsuń