- Że co kurwa?! - pomyślałam, gdy tylko usłyszałam " wkrótce Piszczek ". - Przez tyle lat nikt nie chciał mnie adoptować i teraz, gdy mam już wybraną szkołę, wspaniałego chłopaka, przyjaciół i co najważniejsze za dwa lata kończę 18 lat, zjawiło się jakieś państwo Piszczek i chcą mnie do swojej rodziny! - myślałam.
Pobiegłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko.
- Dlaczego akurat teraz? - mówiłam sama do siebie. Nie wiem, czy mam być szczęśliwa z tego powodu, przecież każde inne dziecko na moim miejsce skakałoby z radości. Z jednej strony tak jest, ale z drugiej jest mi smutno. Przecież będę musiała zostawić dotychczasowe życie, a co najważniejsze Tomka i Weronikę. W tej samej chwili poczułam pojedyncze łzy na moich policzkach. Wtuliłam się w mojego wielkiego misia, którego dostałam od Tomka na nasze pół roku razem. Zawsze wypłakuje swoje smutki w jego mięciutki brzusio.
Zasnęłam, śnił mi się wielki dom, mój własny pokój z widokiem na ogród. Byłam tam szczęśliwa, lecz nie dano mi tam być długo. Poczułam jak ktoś mną potrząsa i widzę jak oddalam się od tego wspaniałego miejsca, by powrócić do rzeczywistości, do starego pokoju, w którym ściany ozdobione są plakatami Borussii Dortmund. Otworzyłam oczy i zobaczyłam panią Śmielik krzyczącą do mnie, abym wstała. Niechętnie przetarłam oczy i usiadłam na łóżku.
- O co chodzi? - spojrzałam na nią czerwonymi od łez oczami.
- Spełnienia marzeń maleńka. - powiedziała i ucałowała mnie. - Mam dla Ciebie prezent. Poczekaj chwileczkę. - zawołała kogoś za drzwiami i po chwili weszła do pokoju z prawdopodobnie moimi nowymi rodzicami. - Karinko, skarbie, poznaj proszę państwo Piszczek. - powiedziała. Podeszli do mnie uśmiechnięci, ale widać było stres na ich twarzach.
- Dzień dobry, nazywam się Karina Janiak. - odwzajemniłam ich uśmiechy, chociaż z mojej strony nie był to do końca szczery uśmiech. W głębi duszy nie chciałam stąd wyjeżdżać, ale kogo to obchodzi...
- Miło nam w końcu Cię poznać. Ja jestem Halina, a to mój mąż Kazimierz. Jak się domyślasz, a może i nie. Od jutra zamieszkasz z nami. Adopcja już załatwiona od tej pory będziesz nosiła nasze nazwisko. - powiedziała. Aż się skrzywiłam, gdy usłyszałam jakim tonem do mnie mówi.
- Co ja jakimś psem jestem, czy kotem? Strasznie sztywni są i ja mam z nimi mieszkać? To już wolę tu zostać. - pomyślałam.
Chyba rozszyfrowali moją nieobecną twarz, ponieważ z moich rozmyśleń wyrwał mnie miły głos pana Kazimierza.
- Och, przepraszam za żonę. Jesteśmy bardzo zdenerwowani tą rozmową. Od zawsze chcieliśmy mieć córkę, no ale żonę urodziła syna i zajęliśmy się jego wykształceniem. A teraz jest już troszkę za późno na małe dziecko. Dlatego postawiliśmy na adopcję. Chcemy abyś była częścią naszej rodziny i zamieszkała z nami w Dortmundzie. - powiedział mój... tato?
Patrzyłam na nich zdezorientowana i nie wiedziałam co mogę powiedzieć. To wszystko stało się tak szybko. Już jutro ma mnie tu nie być. Będę w Dortmundzie. O matko! Przecież to daleko. Oznacza to koniec z Tomkiem i Weroniką. Na tę myśl naszły mi łzy do oczu, lecz nie uroniłam ani jednej. Nie chciałam przy nich płakać. Przecież powinnam być szczęśliwa w tej chwili. Spojrzałam na nich, czekali na moją jakąkolwiek odpowiedź.
- Ale ja znam tylko podstawowy nimiecki. - powiedziałam z ogromną gulą w gardle. Tylko tyle byłam w stanie powiedzieć.
- Ależ nie ma problemu. - powiedział pan Kazimierz. - Załatwimy Ci korepetycję.
- A jak z Twoim angielskim? - dodała jego żona.
- Celująco. - odpowiedziałam już bardziej odważniej.
- To bardzo dobrze młoda damo. - powiedziała moja mama? Na tę myśl skrzywiłam się. Coś mnie do niej nie przekonywało. Twarz z pozoru miała miłą i łagodną. Ale sposób w jaki do mnie mówiła odtrącał od niej.
- Więc ja może zacznę się pakować. Chcę spędzić ostatni dzień z przyjaciółmi. - powiedziałam smutno.
- Dobrze, masz rację. Jutro przyjedziemy po Ciebie o 9 rano. - powiedział pan Kazimierz. - Czeka nas długa droga do domu. - dodał.
Gdy wyszli nie wiedziałam od czego zacząć. Nie sądziłam, że ktoś mnie zaadoptuje. Byłam na to przygotowana jeszcze jakieś 3 lata temu. Potem stwierdziłam, że nie ma sensu łudzić się, że ktoś się mną zainteresuje.
Wyciągnęłam walizki i zaczęłam pakować swoje rzeczy. Po około godzinie czasu stwierdziłam, że już wszystko spakowane. Zostały tylko podręczne rzeczy, które spakuję jutro rano. Położyłam się na łóżku i zapatrzyłam się na plakat BvB przyklejony na suficie.
- Ciekawe, czy uda mi się spotkać piłkarzy Borussii, albo obejrzeć ich mecz na stadionie. - pomyślałam.
Odkąd pamiętam oglądam mecze piłki nożnej, chociaż sama gram w siatkówkę. Moimi idolami są Łukasz Piszczek i Jakub Błaszczykowski. Teraz może będę miała okazję ich zobaczyć na żywo.
Wyciągnęłam telefon z pod poduszki, aby sprawdzić, która jest godzina. Zbliżała się 12:00, czyli zostało mi tylko 21 godzin.
Zebrałam się z łóżka, ustawiłam walizki w kącie za drzwiami, po czym wyszłam z pokoju i udałam się na boisko z tyłu ośrodka. Tak jak myślałam wyszczy tu byli. Zauważyłam siedzących pod koszem moich znajomych. Poczłapałam do nich i usiadłam między Tomkiem a Weroniką. Spuściłam głowę na dół nie wiedząc jak zacząć rozmowę.
- Jutro wyjeżdżam. - powiedziałam w końcu.
- Wiemy. - odezwał się Tomek. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. - Wszyscy o tym wiem już jakoś od tygodnia. - dodał.
- To czemu mi o tym nie powiedzieliście?! - wydarłam się. Wstałam szybko z miejsca i spojrzałam na nich przez łzy. - Miałabym więcej czasu na nacieszenie się Wami i tym miejscem. A teraz? Dowiedziałam się o tym przed chwilą, a już jutro wyjeżdżam! Ja.. ja nie dam rady. - wydukałam ostatnie zdanie i ze łzami spływającymi po policzkach zaczęłam biec, nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź z ich strony.
Dobiegłam do mojego ulubionego miejsca w ogrodzie. Przychodzę tu, aby pomyśleć. Tak jak teraz. Jedno pytanie chodziło mi po głowie: Dlaczego mi nie powiedzieli?
- Nie obchodzi mnie to, że Piszczkowie chcieli sami mi o tym powiedzieć! Są moimi przyjaciółmi i powinni to zrobić. - pomyślałam i uroniłam kolejne łzy.
- Co ja w ogóle robię?! zamiast spędzić te ostatnie godziny z nimi, ja siedzę i użalam się nie wiadomo nad czym. - powiedziałam zła na siebie. Pobiegłam z powrotem do nich. Gdy stanęłam przed nimi lekko zdyszana, zaczekałam, aż mój oddech się ustabilizuje.
- Przepraszam Was. Nie powinnam tak na Was naskoczyć. - powiedziałam i przytuliłam ich oboje. - Jest to mój ostatni dzień tutaj. Chciałabym go spędzić z Wami, bez żadnych smutków. Na łzy bedzie czas jutro. - przetarłam mokre od łez policzki i uśmiechnęłam się .
- Nic się nie stało. Masz prawo być zła. W końcu wszyscy wiedzieli oprócz Ciebie. - powiedziała moja przyjaciółka.
- No, ale teraz chodźmy pograć w siatę skarbie. - powiedział Tomek i wziął mnie na ręce, jak małego bejbiczka. Oplotłam rękami jego szyję i juz po chwili byliśmy na boisku do gry w siatkówkę.
I tak zleciał nam cały dzień. Na graniu i wygłupianiu się. Zasnęłam z uśmiechem na twarzy, by rano powitać nowy dzień i nowych rodziców.
__________________________________________________________
Mam nadzieję , że nie zasnęliście przy tym rozdziale ;) Proszę o szczere komentarze pod rozdziałem. Jestem w trakcie pisania 3 rozdziału i mam nadzieję, że niedługo się tu pojawi. Chyba , że wena mnie zawiedzie ;xx Oby nie ; D
Pozdrawiam , Karinka :*
Przeczytałam całego bloga i powiem Ci że jest cudowny <333
OdpowiedzUsuńNa pewno będę czytać ;D
Zapraszam do mnie
http://bestlovforever.blogspot.com/
http://zagubionawswoimswiecie.blogspot.com/
Pozdrawiam :*
Dziękuję , naprawdę dużo znaczy dla mnie Twoja opinia :) :*
UsuńBędę czytać także Twoje dzieła ;)
Ale świetny *.*
OdpowiedzUsuńGenialny! <3
Czekam na kolejny ;)
Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)
http://szukajac-szczescia-wpadlam-na-ciebie.blogspot.com/
Świetny rozdział *_*
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się pomysł z tym domem dziecka, fantastyczny :)
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :]
Pozdrawiam :*
Zgadzam się z Camillą ;) Mi również podoba się pomysł z adopcją i domem dziecka.
OdpowiedzUsuńRozdział super! Bardzo,bardzo fajny. Wręcz świetny!
Och, ta Karinka! Jeszcze nie zorientowała się,że to rodzina Łukasza :D Już ją kocham! :D
No więc,czekam na następny!
Dziękuje za komentarze u mnie :>
Pozdrawiam ciepło, buziaki! ;**
Boski blog, świetny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńPomysł na bloga doskonały ;>
Czekam na nexta :3
Pozdrawiam :*
Zapraszam do mnie : fest-der-liebe-bvb.blogspot.com
Genialny rozdział! Genialny blog!
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za poinformowanie mnie o nim ;)
Bardzo świetny pomysł na bloga! ;**
Fajnie, że Karinę adoptowali Piszczkowie :D Ciekawe jaka będzie jej reakcja, kiedy dowie się, że to rodzina Łukasza ;)
Z drugiej strony trochę smutno, ze musi zostawić Weronikę i Tomka :(
Już nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów ;**
Pozdrawiam ;**
Na pewno będę czytać ;D
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie http://trust-moment.blogspot.com/