" Ten kto pierwszy wyciągnie rękę po kłótni - wcale nie jest stracony.
On po prostu nie chce stracić "
~*~
W domu nie było nikogo prócz Niej. Od kiedy pamięta miała dziwny lęk zostawania samej, gdy na niebie pojawiał się Księżyc. Za każdym razem sprawdzała, czy wszystkie okna i drzwi są dokładnie zamknięte. Tak było i tym razem. Do frontowych drzwi podchodziła z trzy razy, by upewnić się, że na 100% je zakluczyła. Nie miała pojęcia, gdzie jest Łukasz. Mogła się tylko domyślać, ale w sumie przecież ją to wcale nie obchodziło. Gdy wróciła po treningu do domu, zastała tylko małą, żółtą karteczką zaadresowaną do niej od państwa Piszczków, w której poinformowali Karinę, o tym, iż wrócą późną nocą - lub wczesnym rankiem, dopowiedziała sobie wtedy brunetka.
Już wykąpana i przeprana w piżamę 16-latka wzięła pod jedną pachę laptopa, a pod drugą poduszę oraz koc, a w rękę telefon i gasząc wszystkie światła na piętrze, zeszła do salonu. Odłożyła wszystkie rzeczy, które ze sobą przytaszczyła i poszła do kuchni, aby znaleźć jakichś smakołyków , których zawsze brakowało w tym domu przez głodomora Piszczka. Zrezygnowana dziewczyna zrobiła sobie gorącej czekolady, wzięła znalezione ostatnie pudełko lodów i poszła do salonu, w którym zamierzała spędzić końcówkę dzisiejszego dnia. Odpaliła telewizor i włączyła na byle jaki kanał tylko po to, by nie słyszeć mocno wiejącego wiatru tuż za oknem, który od czasu do czasu wydawał dziwne dla Polki odgłosy. Włączyła również laptopa i przejrzała facebook'a, po czym sprawdziła, czy Mario dostępny jest na skayp'ie. Niestety , kolejny raz tego wieczoru doznała rozczarowania. Zastanawiała się, gdzie podziewa się jej chłopak. Zawsze o tej porze był i czekał na Karinę... Jednak po chwili przypomniała sobie o dzisiejszym sms'ie od Grubaska, w którym napisał jej, że dziś ma bankiet i pogadają jutro. Westchnęła tylko i odłożyła laptopa na stolik i zabrała się za konsumowanie jej ulubionych lodów jagodowych. Mogłaby tonami jeść właśnie te lody. Sprawdziła godzinę i stwierdziła, że czas iść spać. W końcu jutro ma mecz, a trener powiedział, że możliwe jest to, że wpuści ją na boisko. Oczywiście rozumiała to, że nie będzie w podstawowym składzie. Ma za sobą jeden, ale porządny trening. Wiedziała, że na pewno postara się o miejsce w pierwszej szóstce.
Wyłączyła tv, pozbierała wszystkie śmieci i wyrzuciła je do kosza na śmieci. Wracając do salonu usłyszała dziwne dźwięki pochodzące z pierwszego piętra, które po chwili ucichły, a zamiast nich usłyszała otwierające się drzwi i głośne kroki ku schodom. Przerażona Karina w sekundzie znalazła się w kuchni. Po omacku odszukała wałka do ciasta i z mocno bijącym sercem po cichu ruszyła ciemnym korytarzem. Wstrzymała powietrze, gdy zobaczyła ciemną postać, która zbliżała się do niej. Nie czekając długo, przestraszona Karina z całej swojej siły uderzyła wałkiem , w jak jej się wydawało brzuch włamywacza, po czym zapaliła szybko światło.
- Co Ty tu robisz?! - krzyknęła zdziwiona i nadal przestraszona.
- Mieszkam? - zakpił zwinięty w pół Łukasz - Oszalałaś ?! - niemalże wykrzyczał.
- Myślałam, że jestem sama w domu, debilu - mówiła podniesionym głosem - Prawie tu zawału dostałam przez Ciebie! Nie mogłeś zapalić światła lub dać jakiś znak życia wcześniej?! - pytała z wyrzutem poprawiając w tym samym czasie swoje potargane włosy - Nie musiałabym wtedy interweniować wałkiem!
- Czyli to jest moja wina?! - wydarł się na nią - No jasne! Jak zwykle z resztą - powiedział, po czym chciał wstać, lecz powstrzymał go ostry ból brzucha - Pomóż mi przynajmniej wstać! - nakazał nastolatce, która niechętnie ale spełniła jego " prośbę " .
- Aż tak Cię boli - zapytała zdziwiona już nieco spokojniejszym tonem i doprowadziła Łukasza do kanapy.
- A dostałaś kiedyś takim wałkiem w brzuch - zapytał poirytowany jej pytaniem i usadowił swoje cztery litery na wygodnej kanapie.
- Ciesz się, że przynajmniej potrafię obronić się przed bandytami - powiedziała i lekko się zaśmiała - Zrobię Ci herbaty i idę spać - dodała i udała się do kuchni. Po krótkiej chwili przyniosła mu jego ulubioną herbatę malinową.
- Ile posłodziłaś - zapytał przed spróbowaniem. Na jego twarzy nadal malował się ból i przez chwilę zastanawiał się, co powiedzieć Klopp'owi na jutrzejszym treningu...
- Dwie i troszkę - odpowiedziała, po czym zaczęła szukać swojej komórki.
- Skąd wiesz ile słodzę - zapytał lekko zdziwiony piłkarz i upił łyka gorącej malinówki.
- Egh, mieszkamy razem. Nie jesteś niewidzialny , ani też niesłyszalny - wymieniła mu, po czym zrezygnowana zapytała - Widziałeś może mój telefon?
- Ten, który masz w kieszeni - wskazał palcem na jej spodnie i zaśmiał się gwałtownie, co od razu pożałował, gdyż poczuł mocne ukłucie w miejscu, w którym dostał drewnianym wałkiem.
- Dobrze Ci tak - powiedziała widząc grymas na jego twarzy - Po za tym, to, co ty tyle czasu robiłeś sam w swoim pokoju - zapytała zaciekawiona.
- A kto powiedział , że byłem sam - zapytał i uniósł zabawnie lewą brew w górę. Widząc niezrozumiałą minę brunetki , kontynuował - Uprawiałem seks z Amelią - wyszczerzył się Łukasz.
- Tak długo - zapytała zdziwiona - Z resztą nie ważne. Nie obchodzi mnie to - prychnęła i wzięła laptopa w ręce.
- Ty i tak byłaś lepsza - zaśmiał się Łukasz, gdy dziewczyna zamierzała wyjść z salonu.
- Zamknij się , bo jeszcze raz użyję na Tobie tego walka! - powiedziała i posłała mu groźne spojrzenie, po czym odwróciła się, by udać się spać. Lecz tym razem na jej drodze stanęła zupełnie naga blondynka - Ja pierdole! - zaklęła po polsku i odwróciła się z impetem do Piszczka - Weź ją ubierz! To nie jest burdel, by chodziła po naszym domu , jakaś goła baba! - pokręciła jeszcze zniesmaczona głową, po czym wyminęła Amelię i udała się do swojego pokoju.
~*~
Obudziłem się rano z lekkim bólem głowy. Nie był on spowodowanym tym, że wczoraj piłem, bo przecież było to tylko parę drinków. Bolała mnie od tego, iż spałem na małej kanapie, z której co chwilę spadałem, ale nie miałem siły, by udać się do własnego pokoju.
Rozprostowałem kości, które nie ukrywam trochę bolały od licznych upadków. Gdy byłem w kuchni od razu znalazłem tabletkę przeciwbólową i szybko ją połknąłem. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał godzinę 10.47.
- O kurwa! - krzyknąłem sam do siebie, po czym pobiegłem do łazienki, by wziąć błyskawiczny i poranny prysznic. Z już ułożoną grzywką zszedłem na dół, gdzie założyłem resztę garderoby. Z lodówki wyciągnąłem zimną wodę, którą od razu wypiłem. Złapałem jeszcze klucze, portfel i telefon i wyszedłem z domu. Siedząc w aucie zadzwoniłem do trenera, by powiedzieć, że nie będzie mnie na dzisiejszym treningu. Myślałem , że będzie zdenerwowany, ale przyjął moją informację bardzo dobrze...
- Dziwne - pomyślałem, po czym odpaliłem mojego Range Rovera i obrałem kierunek - Hala Sportowa. Po 15 minutach znalazłem się u bram mojego celu. Sięgnąłem po okulary i full capa , które zawsze były na tylnym siedzeniu i założyłem moje dodatki. Nie chciałem, by ktoś mnie rozpoznał. Dziś nie jestem Marco Reus. Przyjechałem tu dla Kariny, aby kibicować jej, jak przyjaciel, którym chcę dla niej być. Bez żadnych problemów wszedłem do budynku, w którym już od jakichś 20 minut trwał mecz siatkówki. W pierwszym, gdy znalazłem się na wielkiej hali, zaparło mi dech w piersiach. Nie sądziłem, że tylu ludzi przychodzi tu, by oglądać takie mecze. Oczywiście nie mam nic do tego sportu, ale nigdy nie wyobrażałem sobie siebie robiącego coś innego, niż grającego w piłkę nożną przed 80 tyś. kibicami.
Zająłem miejsce, które było najbliżej ławki rezerwowych, gdzie siedziała Karina. Gdy spojrzała na mnie , szybko uśmiechnąłem się i pomachałem jej, ale ona tylko zrobiła zdziwioną minę i odwróciła od razu swój wzrok. Chyba mnie nie poznała...
____________________________________________________________
Następny = 15 komentarzy .
CZYTASZ = KOMENTUJESZ ! ! ! ;)
Miłego czytania .
Buziaczki, Karinka <3
Rozprostowałem kości, które nie ukrywam trochę bolały od licznych upadków. Gdy byłem w kuchni od razu znalazłem tabletkę przeciwbólową i szybko ją połknąłem. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał godzinę 10.47.
- O kurwa! - krzyknąłem sam do siebie, po czym pobiegłem do łazienki, by wziąć błyskawiczny i poranny prysznic. Z już ułożoną grzywką zszedłem na dół, gdzie założyłem resztę garderoby. Z lodówki wyciągnąłem zimną wodę, którą od razu wypiłem. Złapałem jeszcze klucze, portfel i telefon i wyszedłem z domu. Siedząc w aucie zadzwoniłem do trenera, by powiedzieć, że nie będzie mnie na dzisiejszym treningu. Myślałem , że będzie zdenerwowany, ale przyjął moją informację bardzo dobrze...
- Dziwne - pomyślałem, po czym odpaliłem mojego Range Rovera i obrałem kierunek - Hala Sportowa. Po 15 minutach znalazłem się u bram mojego celu. Sięgnąłem po okulary i full capa , które zawsze były na tylnym siedzeniu i założyłem moje dodatki. Nie chciałem, by ktoś mnie rozpoznał. Dziś nie jestem Marco Reus. Przyjechałem tu dla Kariny, aby kibicować jej, jak przyjaciel, którym chcę dla niej być. Bez żadnych problemów wszedłem do budynku, w którym już od jakichś 20 minut trwał mecz siatkówki. W pierwszym, gdy znalazłem się na wielkiej hali, zaparło mi dech w piersiach. Nie sądziłem, że tylu ludzi przychodzi tu, by oglądać takie mecze. Oczywiście nie mam nic do tego sportu, ale nigdy nie wyobrażałem sobie siebie robiącego coś innego, niż grającego w piłkę nożną przed 80 tyś. kibicami.
Zająłem miejsce, które było najbliżej ławki rezerwowych, gdzie siedziała Karina. Gdy spojrzała na mnie , szybko uśmiechnąłem się i pomachałem jej, ale ona tylko zrobiła zdziwioną minę i odwróciła od razu swój wzrok. Chyba mnie nie poznała...
____________________________________________________________
Następny = 15 komentarzy .
CZYTASZ = KOMENTUJESZ ! ! ! ;)
Miłego czytania .
Buziaczki, Karinka <3